Strona:Maria Rodziewiczówna - Wrzos.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

rego świat się tolerująco uśmiecha, ale za który trzeba będzie odpokutować.
— Nie prorokujże strasznych rzeczy! — uśmiechnęła się Kazia. Doprawdy, dla mnie to obojętne! Niech się kochają i afiszują — okrywa to mnie śmiesznością, ale i to mi jest obojętne. Zresztą on mnie nie oszukiwał, wiedziałam, jak jest, więc il est correct.
— To jest grzech dla was obojga. Nie robi się drwin z religji i nie krzywoprzysięga się ot tak — od śliny! Okaże się zczasem, kto był winniejszy.
— A to w jaki sposób?
— Przysięgaliście sobie fałszywie miłość. Za to albo ty w nim, albo on w tobie rozkocha się bez wzajemności! To będzie pokuta! A kto winniejszy, ten ją odcierpi.
— Nie ja! — odparła Kazia.
— Zobaczymy! — zakończyła Ramszycowa, zatrzymując konie przed starą, odrapaną kamienicą na Solcu, i zajęła się swoją „robotą“.
Kilka godzin zeszło w gorączkowem zajęciu, dopiero gdy wysiadły na chwilę w lecznicy, przypomniała sobie Kazia Downara i załatwiwszy zwykłą czynność, spytała o niego Ramszycowej.
— Ano — musieliśmy się rozstać. Ja mu chciałam płacić, a on się uparł, że tylko darmo może leczyć biedaków. Oboje mieliśmy rację, ale ja nie chciałam ustąpić, więc on mi zarekomendował Rajewskiego. Z tym o płacenie niema kwestji, przeciwnie, leczy tak, jakby robił to z łaski! O! Downar to śliczna dusza. Bywa czasami u mnie, i lubię te wieczory. Ja mu gram Szopena, on słucha i milczy, bawimy się bajecznie.
Ich sei, gewährt mir die Bitte...
In eurem Bunde die Dritte — rzekła Kazia.
Muzyka w skupieniu po pracy, wieczorem, co za wypoczynek i zdrowie.
— Pierwszy raz jak się zjawi, zawiadomię cię. Czy już wracasz do domu? Wstąp do mnie.
— Nie mogę. Piąta dochodzi.
Uścisnęły sobie dłonie i Kazia ruszyła pieszo Marszałkowską, wybierając prawą stronę, gdzie mniej-