— Pan wrócił! Światło do pokoju! — rozkazała wychodząc do jadalni.
Andrzej cofnął się do swego pokoju, przebrał się i usiadł przed biurkiem. Znudzony się czuł i znużony, nie rad ze siebie i z ludzi. Dziś rano zastał u pani Celiny Maksa Unfrieda! Wprawdzie przekonał się, że wstąpił na chwilę tylko, zdając sprawę z jakiegoś polecenia co do bronzowych świeczników, które pani Celina chciała kupić, a bała się, czy nie są podrobione, ale już go „ten drugi“ zirytował, i gdy wyszedł, zrobił dość ostrą uwagę. Pani Celina na to docięła mu żoną — i po gorącej dyspucie rozstali się w gniewie. Wprawdzie po południu pani Celina przyjechała do biura sama, wyciągnęła go na spacer, pogodzili się i spędzili rozkosznie parę godzin w pustych łazienkach, ale on nie mógł odzyskać dobrego humoru i z niesmakiem wspominał dzień ten cały. Na dobitkę z racji spaceru, nie wykończył roboty pewnej w biurze, szef mu zrobił uwagę, to go doreszty zbuntowało na losy i teraz niecierpliwie wyglądał ojca, żeby z nim o interesach pomówić.
Gdy usłyszał otwieranie drzwi wchodowych, wyszedł na spotkanie ojca, ale już go Kazia uprzedziła i witała wesoło, a stary z nią gawędził.
— Spóźniłem się, spotkałem tego sowizdrzała Kołockiego, i tak mi czas zmitrężył. Teraz, córuś, dawaj prędko obiad, bo cię zabieram do cyrku. Dobrze?
— Jeśli ojciec chce, to gotowam. Tylko może mam się przebrać?
Spojrzał po niej krytycznie.
— Możesz iść, jak jesteś ubrana. Zawsze gawiedź będzie lornetowała starego, który sobie taką ładną kobietkę dostał! A, jesteś! — zwrócił się do syna. — Co mi dziś gadał radca Jasieński, że podobno z młodym Markhamem zakładacie jakąś fabrykę?
— Stary i wiadomy ojcu projekt. Co prawda, mam dosyć biurowej pańszczyzny i za starym na mustrowanie Lorisa!
— Spotkałem i jego. Słyszę, zrobiłeś mu awanturę. Wojowniczo jesteś temi czasy nastrojony.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Wrzos.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.