Coś zamruczał, spojrzał na zegarek i rozkazał stangretowi: Mazowiecka 7. Był to adres Markhama.
Markham stary, bardzo bogaty przemysłowiec od dziesięciu lat zdał interesa na trzech synów, sam żył bezczynnie, oddany manji zbierania starożytności. Żona jego miała dwie manje: swatania i leczenia siebie i całego świata, oprócz tego chowała masę pinczerów i była patronesą różnych dobroczynnych instytucyj. Uważała się za umęczoną społecznemi obowiązkami.
Ciężką troską jej życia było: jak świat będzie istniał, gdy jej do kierowania nim nie stanie.
Po przywitaniu i obowiązkowem: „Jakże się pani podoba Warszawa“ — spytała zaraz z przekąsem:
— Podobno pani jest adjutantem Ramszycowej?
— Adjutantem, nie — odparła spokojnie Kazia — ale pomagam jej, mając wiele wolnego czasu.
— Dużo amatorek nie znajdzie w Warszawie. Nie bardzo kto zechce się z nią kompromitować. Był to radosny dla nas dzień, gdyśmy się od niej uwolniły. Wnosiła za sobą chaos. Wtedy powstało takie oburzenie, że sama poczuła, iż musi się usunąć. Odetchnęłyśmy. Raczej pozbawić instytucję jej tysięcy, niż stanąć pod pręgierzem opinji publicznej. Opowiadam to pani umyślnie, aby ostrzec! Pani młoda, obca, niedoświadczona. Pani nie wie, co znaczy w świecie znajomość z taką Ramszycową. Tu idzie o największy skarb kobiety, o jej opinję i zdanie świata. Niech pani się cofnie, póki czas.
— Teść mój i mąż nie bronią mi tego zajęcia, stosunku! — odparła spokojnie Kazia.
— Ach, mężczyźni! Zawsze obejrzą się poniewczasie, że postąpili nietaktownie. Zresztą i pani teść, i mąż nie znają tej kwestji, nie rozróżniają dobroczynności chrześcijańskiej naszej, a tej jakiejś dzikiej, socjalnej, demagogicznej, jaką wyznaje Ramszycowa. Zresztą nie wiedzą może i nie rozumieją, co to są feministki, to jest cała klika Ramszycowej. Stara jestem
Strona:Maria Rodziewiczówna - Wrzos.djvu/127
Ta strona została uwierzytelniona.