Na widok wchodzących, dziewczynka zerwała się z radosnym okrzykiem i poskoczyła do Ocieskiej. Ta ją podniosła z ziemi, ucałowała i trzymając na rękach, powitała resztę towarzystwa, podczas gdy Lili świergotała, despotycznie ją skubiąc za ramię.
— No, i co się stało dalej z tym żukiem? Skończysz, chodź do nas — o tam — do tego stolika. Miss niech sobie idzie. Ty będziesz ze mną.
— Lili! Wynoś się lub siedź cicho! — zawołała Ramszycowa.
Lili umilkła, położyła paluszek na ustach, uśmiechnęły się do siebie z porozumieniem i usiadły opodal pod lampą, u stołu z rysunkami. Angielka podała Ocieskiej zeszyt, gdzie były jej ilustracje do historji o awanturniczym żuku. Lili usadowiła się wygodnie na jej kolanach, wlepiła oczy w ołówek i słuchała cudnej bajki.
Ramszycowa spojrzała w tę stronę i rzekła do Kazi z uśmiechem:
— Idź! Powiedz jej, że lubi dzieci, to się obrazi jak o największy afront.
Doktór Downar zbliżył się do Ocieskiej i spytał:
— Nie miała pani listu od Kazimierza?
— Owszem, wczoraj.
— Cóż u nas słychać? — pytał, zniżając głos.
— Bahnicki wisi na włosku. Marszałkowa umarła. Dowojna się żeni. U pana Florjana dzieci chore na szkarlatynę.
— „Przezto“ i nie pisze! — mruknął Downar, który gdy się nie pilnował, zawsze popełniał prowincjonalizmy. — Bahnickiemu pan Kazimierz zginąć nie da. Niechajże i do mnie napisze, ile trzeba, ale do pani adresując. A kogo bierze Dowojna?
— Suliską.
— To i dobrze. Marszałkowej szkoda, i zły i dobry na nią się oglądał i rachował!
— No — i co żuk zrobił, jak go wróbel złapał? — dopominała się Lili.
— Downar powrócił na swe poprzednie miejsce.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Wrzos.djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.