— Cesia jest dziwnie lekkomyślna w tym razie. Zdradzić można dla najbrzydszej... żony, a najpiękniejszą dawną dla najszpetniejszej nowej!
— „W miłości niema zdrady, jest tylko wieczny ruch“ — zadeklamował Radlicz, dzwoniąc do bramy.
I tak tych dwoje najzaufańszych nie wiele więcej wiedziało od reszty znajomych — nie wiedziała też słowa zagadki pani Celina.
Przed kilku miesiącami bez żadnego wstępu, bez wahania, bez widocznej zmiany usposobienia, Andrzej pewnego wieczora rzekł spokojnie:
— W tym roku mam się ożenić.
Ona, zawsze panująca nad sobą, zawsze przytomna, rzuciła obojętnie:
— Tak? A wybór uczyniony?
— Ja wybrałem raz na zawsze — ciebie. Żonę — wybiera mi ojciec.
— Ojciec. Więc pogodziliście się?
— Nigdyśmy się nie kłócili. Ludzie o tem mówili, my nigdy! Naszych spraw rodzinnych nie powierzamy nikomu. Mówiłem ci, że może na uczucie nasze przyjść czas próby! Przyszedł — ja się nie boję — a ty?
— Jam ci nigdy nie odbierała swobody. Byliśmy względem siebie szczerzy i prawi. Nie robiłam ci nigdy scen ani piekła w domu. Będziesz tu zawsze panem i ukochanym, dopóki zechcesz!
— Dziękuję ci i całem życiem zapłacę.
— Nie masz za co dziękować i płacić. Wszystko jest twoje, i nie ja ci w czemkolwiek się sprzeciwię, bo przecie czujemy jedno za drugie. Któż jest tedy ona?
— Nie znam, nie wiem, nie ciekawym. Ojciec wybrał.
— Ale się zgadzasz? Dobrze jest wiedzieć, z kim się będzie miało do czynienia. Żyć przecie będziesz pod jednym dachem, obcować codziennie? Brr!
Wzdrygnęła się i pobladła, ale zapanowała znowu nad sobą i rzekła poważnie:
Strona:Maria Rodziewiczówna - Wrzos.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.