Strona:Maria Rodziewiczówna - Wrzos.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.

Andrzej milczał.
— Maluczko, a będą nam zazdrościć. Kobiecina z każdym dniem pięknieje, nabiera szyku i taktu.
— I złego języka! — mruknął Andrzej.
— To dobrze. Nie da się! Bałem się, że będzie za pokorna i nieśmiała.
— Niema obawy. Kąsać potrafi.
— To dobrze! Niech jej nie zaczepiają.
— I owszem! Ale i mnie może zabraknąć cierpliwości słuchania impertynencyj!
— Tobie! A to ci tylko wstyd, że nie masz nic lepszego. Nie znajdziesz takiego, coby tobie współczuł!
— Ja też współczucia nie pragnę, ale spokoju.
— Spokoju ci jeszcze brakuje! Pokaż mi dom w Warszawie, gdzieby był taki ład i spokój jak u nas!
Andrzej coś zamruczał i wyszedł do swego gabinetu. Wrócił po chwili i począł odczytywać całodzienną korespondencję. Prezes wziął się do gazet, ale co chwila na zegar spoglądał.
Nareszcie o dziesiątej rozległ się dzwonek.
— No, i cóż! — zawołał niecierpliwie.
— Piramidy się nie zmarnują, gapie mogą iść do Wizytek! Co to — panowie jeszcze nie pili herbaty! Józefie, dlaczegoście nie podali?
— Ja kazałem czekać na ciebie, córuś! Opowiadaj, jak się to odbyło. Coś tak zdyszana?
— Biegłam tak, żeby się schronić od plotek i gawęd! Brr. Tom użyła! Wpadłam jak między podkurzone osy.
Weszła do jadalni i krzątając się około herbaty, opowiadała:
— Więc — niechno przypomnę, bo tyle tego! Więc mówią, że Dąbska nazwała Markhamów żydami; mówią, że Markhamowa powiedziała, że łaskę robią, przyjmując jakąś tam pannę Zaleską do rodziny; mówią, że Markham powiedział, że się żeni, bo go złapano; mówią, że stara Zaleska miała romans z ogrodnikiem; mówią, że posag pójdzie na długi kawalerskie Markhama; mówią, że Emilka ma gors