fałszywy — za to ostatnie najtrudniej mi ją było przebłagać i wyperswadować! Ale kto mówi, kto słyszał od samej Markhamowej, od Markhama, tego naturalnie niema.
— A to, coś mnie wspominała, że mówią? — spytał Andrzej, — o tem pewnie nie było wzmianki.
— Owszem, ale to pozostało do załatwienia samym interesowanym. Emilka płacze, Markham przysięga, tak ich zostawiłam. Reszta rodziny, wyczerpana gadaniem, spoczęła na laurach!
Usiadła na swem miejscu, naprzeciw Andrzeja, spojrzała na niego, zawahała się chwilę i wreszcie rzekła.
— Wracałam z bezmierną przyjemnością do domu, wdzięczna, że nie byłam oszukana tu ani okłamana. Jak się tamto widzi i słyszy, ma się cześć dla prawdy, jakaby ona była!
Andrzej poczerwieniał. Doczekał się przecie komplementu, pomyślał prezes, ale go łyka z niesmakiem.
— No, córuś! — rzekł głośno. — Szykuj się tedy na ślub i wesele, któreś doprowadziła do skutku.
— Ale, prawda, mają być tańce! — zawołała. Trzeba będzie trzy razy zmieniać toalety, a że Tuni jeszcze dwie nie gotowe, popłoch tam straszny.
— Wyobrażam sobie — zaśmiał się Andrzej. — Ręczę, że Dąbski drapnął aż pod Radom!
— A twoje suknie gotowe? — spytał prezes.
— Już od tygodnia.
— A rachunek? Kazałaś mi przysłać?
— Już zapłaciłam. Miałam oszczędności!
— Osobliwość. Za biletami będę cię pokazywał. Miewasz oszczędności, płacisz sama krawcową! Ale, ale, co mi dziś gadał rządca. Rewolucję robisz w kamienicy. Kazałaś zdjąć kartę na mieszkanie Kostyńskiego, osiedliłaś tam jakąś jejmość nad dziećmi.
— Już i rządca robi plotki. Kostyński jeszcze żyje, za mieszkanie zapłacił, dla dzieci sprowadził opiekunkę. Ja w tem nie figuruję.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Wrzos.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.