oddał mu apartament pod opiekę, rozliczył i opłacił służbę i gdy wychodził stamtąd, był, jak zwykle, przytomny, tylko czuł, że musi gdzieś się skryć, być sam, by myśli zebrać i coś postanowić.
Machinalnie prawie wsiadł do dorożki i rzucił adres Radlicza. Tego jednego nie bał się spotkać i czuł w nim potrzebną dla się w tej chwili trzeźwość i życzliwość. Zastał go już ubranego i przy robocie.
Nie potrzebował mówić, malarz spojrzał i gwizdnął jak ulicznik.
— Drapnęła! — rzekł.
Odłożył pendzel i paletę, dobył z kąta butelkę, nalał złotawego płynu w szklankę.
— Masz, pij i połóż się. Na nowiu drugiego miesiąca ani będziesz tego pamiętać! Tymczasem masz pełne gardło żółci i octu — pij wino!
Andrzej machinalnie usłuchał, potem usiadł na stołku, objął głowę rękami, wsparł łokcie na kolanach i milczał.
— Kobiety są stworzone na katów! — rzekł wreszcie.
— Racja — kochać naprawdę umieją tylko swoje dzieci, zresztą szał i okrucieństwo.
— I fałsz! W tem są mistrzynie. Boże, jak ja ją ubóstwiałem, jak wierzyłem! Za to mnie zabiła!
Podniósł głowę, oczy jego pałały.
— I uciekła — nikczemna. Znajdę ja ich na końcu świata i porachujemy się.
— Szkoda prochu! — mruknął Radlicz. — Tymczasem nie myśl o zemście, ale o sobie i ludzkich językach. To będzie uczta, to dopiero używanie!
— Żebym o tem nie myślał, jużbym ich gonił.
Zostałem, żeby się bronić od śmieszności. Jutro piątek, zebranie u niej. Co ludziom powiem, jak wytłumaczę!
— Nic nie powiesz. Wyjedź na tydzień gdzie bądź za interesami: do Moskwy czy Odesy, jak najdalej. Ja powiem, żeście oboje wyjechali, każdemu powiem pod sekretem, żeby się prędko rozniosło. Wyjechaliście incognito z powodu twej żony. To im się
Strona:Maria Rodziewiczówna - Wrzos.djvu/164
Ta strona została uwierzytelniona.