okropnie podoba, połkną przynętę i będą przeżuwać skandalik. Jak wrócisz, będziesz bohaterem.
— Wątpię, bo dotychczas już pół Warszawy wie, z kim ona wyjechała.
On nie pojechał, bądź pewny.
— Kto, on! — podchwycił Andrzej.
— Ano, ten jakiś Ali Baba. Pani Celina zanadto jest wytrawna, żeby się nie podrożyć. Zresztą mnie się zdaje, że najprozaiczniej pojechała do męża, który znowu podobno ma miljony. Mówiła mi Bella, że pisał do niej już parę razy.
Andrzej milczał. Coraz głębsza otchłań otwierała się przed nim. Od jak dawna był zdradzony, oszukiwany, otoczony intrygą i fałszem. Ból jego serdeczny coraz bardziej ginął pod uczuciem wstydu, upokorzenia, zranionej miłości własnej.
— Daj jeszcze wina! — rzekł, wstając.
Radlicz nalał szklankę i uśmiechnął się. Spełniał przyjacielską przysługę, opiekował się Andrzejem, ale w głębi duszy miał własny interes i niepokój.
— Wiesz, kto będzie najbardziej z twej klęski się cieszył i triumfował? — Ojciec i żona. Zostali panami położenia, odzyskali ciebie!
Andrzej skoczył, poczerwieniał.
— Oni mi zapłacą za dzień dzisiejszy. Czy myślisz, że toby się stało, żeby nie to przeklęte małżeństwo?
— No, niezawodnie Celina była zazdrosna! — bąknął Radlicz.
— A ojciec obmyślił sprytnie plan, tylko się pomylił co do wyniku. Ta mnie zdradziła i porzuciła, ale oni się grubo mylą, jeśli triumfują. Jeśli mnie kiedy stracili na zawsze, to dzisiaj.
W klęsce poniesionej człowiek mniej cierpi, gdy znajdzie winowajcę. W tej chwili Andrzej najbardziej czuł upokorzenie.
Zdrada pani Celiny była logiczna. Znudził ją, miłość zgasła, przyszedł przesyt; żądza nowych wrażeń, rzuciła go, przestał dla niej istnieć. Ale tego ścierpieć nie mogła jego próżność, tego nie chciała
Strona:Maria Rodziewiczówna - Wrzos.djvu/165
Ta strona została uwierzytelniona.