złota. Bardzo dobry handel. Ma pani trochę czasu? Pojedziemy za rogatki, mam już plac na dom dla moich protegowanych, dostałam od Ramszyca na gwiazdkę. Zaczynają zwozić materjały.
Wyszły z dworca na plac i na schodach spotkały Ramszyca z pudłem cukierków i bukietem.
— Spóźniłem się. Tam do licha! — zawołał — A chciałem podziękować pani Ocieskiej.
— I małą otruć słodyczami. Bóg ją ustrzegł, a ciebie od miny, z jąkąby Ocieska przyjęła twe podziękowanie — zaśmiała się Ramszycowa. — Już ja to załatwiłam.
— No, to mnie uwolnij od tych paczek, bo spieszę na sesję. A panie wracają? — spytał, pomagając im wsiąść do karety.
— Nie — jedziemy za rogatki. Bądź zdrów.
Pożegnał je i skinął na dorożkę.
— Tyleśmy się widzieli w tym tygodniu! — rzekła Ramszycowa. — Urządzają jakiś syndykat nowy, a że ja nazywam syndykaty rozbojem i żądam od niego sto tysięcy rubli z tego rozboju na ubogich, wywija mi się jak piskorz, niecnota. Chce mnie zbyć marnemi kilkunastu tysiącami. Co znaczy kilkanaście tysięcy! Wyjadę do Florencji i zostawię mu moje interesa do administracji na sześć tygodni. Zobaczymy, jak sobie da rady! Czy pani mi może dziś po dawnemu towarzyszyć? Bardzo będzie zdrowo. Żadne rady i morały tyle nie zrobią, co porównanie naszych bied do innych.
— Służę, z miłą chęcią. Wyrzuci mnie pani w lecznicy potem!
Tego dnia prezes obiadował na mieście, więc Kazia zapowiedziała się macosze na cały wieczór. Gdy weszła, zastała chorą śpiącą. Usiadła tedy na uboczu i pogrążyła się w myślach. Nie musiały być wesołe, bo twarz jej była surowa i brwi ściągnięte, a wzrok apatycznie utkwiony w jednym kierunku. Wzięła do rąk machinalnie robotę, którą tu sobie przynosiła z domu, ale nie haftowała. Opadło ją bezmierne zniechęcenie i nuda.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Wrzos.djvu/196
Ta strona została uwierzytelniona.