Strona:Maria Rodziewiczówna - Wrzos.djvu/199

Ta strona została uwierzytelniona.

nickich stanie się inne. Nie będą tobą pomiatać, bo będziesz bogata. Ale zato przysięgniesz mi, że dla sieroty mojej matką będziesz.
Kazia poczerwieniała.
— Mamo, bez przysiąg i nie bogata uczynię wszystko, co w mej mocy, żeby wam usłużyć. Ale, doprawdy, skąd mamie takie myśli dzisiaj?!
— Nie wmawiaj mi próżnej nadziei. Nie chcesz, by ojciec prawdę wiedział — nie powiem, ale mi przysięgnij, na pamięć swej matki przysięgnij, że Zosię będziesz kochać, że nią się zaopiekujesz, gdy mnie nie stanie.
— Przysięgam, matko, ale już dosyć o tem. Przyniosłam zajmującą książkę, poczytam głośno!
— Czytaj, ale tę, co mi tu zostawiła siostra Klara. Mnie już nic nie zajmuje oprócz Zosi.
Kazia zaczęła czytać „Naśladowanie Chrystusa“.
Minęła godzina, chora zdawała się drzemać, gdy wtem wsunęła się cichutko siostra Klara.
Przyszedł lokaj po panią! — rzekła.
Kazia wyszła, wróciła po chwili.
— A co tam? — spytała Szpanowska.
— Mąż mój przyjechał! — odparła, stojąc wahająca. — Muszę iść — dodała po chwili głuchym tonem.
— Idź! Ja ojcu nic nie powiem, boś przysięgła! — Pamiętaj!
Kazia pochyliła się, by ją pożegnać, poczuła na głowie ciężką rękę macochy.
— Idź. Jutro operacja, może się już nie zobaczymy. Bardzo mi ciężko. Bądź dobra dla Zosi za to, co ja dla ciebie zrobię. Pamiętaj — wierzę ci — bądź zdrowa! Wspomnisz mnie kiedyś z wdzięcznością jeszcze! Jakie to jutro straszne!...
— Przyjdę rano!
— Przyjdź, zabierzesz Zosię!
W pół godziny potem wrócił Szpanowski.
Chora ucieszyła się dzieckiem, ale Zosia była shasana i senna, więc ją położono spać w sąsiednim pokoju, a Szpanowski usiadł przy łóżku i spytał: