— Słuchaj, chyba nie rozumiesz, co mówisz!
— Owszem, to ojciec zapomniał moich warunków przedślubnych. Zastrzegłem sobie zupełną swobodę. Ojciec lekceważył moje żądanie, teraz je pozna. Proszę brać przykład z niej. Milczy, zgadza się na wszystko, bo mi nic nie może zarzucić. Biorę i daję zupełną swobodę. Inni mężowie mają dwie miary, ja jedną dla nas obojga. Nie pytam, co ona czyni i jak życie swoje urządza, wzamian nie pozwolę na żadną kontrolę i kierownictwo.
Kazia podniosła głowę, spojrzała na niego jasno, smutno i bardzo łagodnie.
— To prawda. Rozmówiliśmy się przed ślubem, jak dwoje spólników o interesie materjalnym. Nie dawałam uczucia i nie wymagałam. Pan chciał się ożenić dla owej sumy, legowanej przez matkę pod tym warunkiem, ja chciałam się usunąć przez wzgląd na ojca. Chciałam mu dać spokój i zadowolenie pewnością, żem szczęśliwa. Była to szalona utopja. Spadłam tu tak obca i dzika, tak niewyrobiona i młoda, że pewnie winna jestem obecnemu swemu położeniu. Nie znam ludzi ani tego świata, a najgorsza, że nie umiem kłamać i udawać i wedle siebie ludzi sądziłam. Jestem bardzo winna, ale też i ukarana. Jestem panu ciężarem i kulą galernika, ludziom przedmiotem pogardy i pośmiewiska i wedle tego, co pan zamierza czynić, niemożliwem będzie ukryć przed ojcem prawdy naszego życia. Wszystko, com budowała, czegom pragnęła, nad czem pracowałam, w gruzy się rozsypie. Ale pan nie winien, nie pan cierpi, więc jest bezwzględny. Tylko panu jeszcze szczęście wróci i życie się odnowi, bo pan mężczyzna, pan władca swej doli i niedoli, tylko dlatego trzeba, żebym ja się usunęła z drogi. Jestem w waszym domu niepotrzebna, a między wami kamieniem obrazy. Poco mamy sobie robić piekło, ludziom widowisko? Poco mamy nawet udawać, jak ojciec chce, dla formy pustej? Dajcie mi odejść! To jedyne rozwiązanie kwestji.
Obydwaj patrzali na nią, obydwaj w głębi zawstydzeni, żaden się nie odezwał.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Wrzos.djvu/209
Ta strona została uwierzytelniona.