Nie ma nigdzie gór, jako nasze Hale,
Ani górali, jak nasi górale.
Poznanie cudów przyrody, któremi Bóg tak hojnie polską ziemię uposażył, jest obowiązkiem każdego, co się na niéj urodził, o ile czas i okoliczności pozwolą; i trudno zaiste dobrze trzymać o tych, którzy zwiedzili Alpy, wstąpili na dymiący wierzchołek Wezuwiusza, unosili się nad pięknością brzegów wspaniałego Renu, podziwiali sławną grotę Fingala i t. p., a nie znają Tatrów[1] z ich Morskiém Okiem i doliną Kościeliską; nie znają czarujących Pienin, pieczar Ojcowskich, Pieskowéj skały i tylu innych zachwycających okolic naszych, których piękność przyrodzoną, podnosi jeszcze często urok wiążących się do nich wspomnień narodowych.
Dzięki Bogu z dniem każdym niemal znika u nas owo uprzedzenie, owo uwłaczające nam samym lekce-
- ↑ Idąc za słownikiem Lindego, używam w obecnéj książce Tatrów, zamiast bardzo twardego drugiego przypadku Tatr, dodając, że i górale miękczą tenże przypadek mówiąc Tater.