padliny, które woda porobiła. Potężne siły przyrody pracnją zwolna, lecz bezustannie nad zburzeniem tego wiérchu, który rzeczywiście wydaje się jakby wielka ruina. Od północy, Krzesanica jest stroma, prostopadła, jak ściana; u stóp jéj przepaść głęboka, straszna, jakby paszcza otwarta na pochłonienie dumnego olbrzyma. Jestto dolina Litworowa, tasama o któréj wspominałam opisując dolinę Miętusią, tak dzika, że spojrzawszy w nię, zgroza i dreszcz nas przejmuje. Szliśmy samym brzegiem przepaści po złomach kamieni; ktoby jednak czuł najmniejszą skłonność do zawrotu głowy, nie powinien sobie robić igraszki, a iść zdala od brzegu, gdyż jedno lękliwe spojrzenie w tę głębią, jeden krok nieostrożny, może o nieszczęście przyprawić.
Widok z Krzesanicy tensam prawie, co z Czerwonego Wiérchu; u stóp jéj od południowo-zachodniéj strony, w dolinie Kościeliskiéj, zwierciedli się znany nam już staw Smreczyński; nieco daléj, piętrzą się urwiste opoki otaczające dolinę Kościeliską, nad któremi króluje wspaniały wiérch Pysznéj.
Schodzenie z Krzesanicy jest dość przykre; potrzeba bowiem w niektórych miejscach spuszczać się z wysokich progów skalistych. Czekała nas jeszcze przeprawa przez kamienisty szczyt Upłazu (6475 st), niższy od Krzesanicy, a nadewszystko nie tak spadzisty. Z siodełka łączącego tę górę z Krzesanicą, dostaliśmy się wkrótce do szczytu. Schodząc z Upłazu, idzie się ciągle po płaskich odłamach gnejzowych. Spuściwszy się już znaczny kawał, jeszcze jednak bardzo wysoko, bo dopiero gdzieniegdzie krzaczki nikłéj kosodrzewiny stroiły nagi kamień, który dotąd był prawie wyłącznym panem tych sfer podniebnych, natrafiliśmy na dość obfite źródło. Wyborna woda, zimna jak lód, pokrzepiła nas i wzmocniła na dalszą drogę.
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/165
Ta strona została skorygowana.