długości, a za ostatnią przemawiało to, że zamiast spuścić się od razu na dół, długo jeszcze będziemy na wysokościach, przechodząc z wiérchu na wiérch i rozległym, a coraz nowym zachwycając się widokiem. Jakby dla ostatecznego rozstrzygnienia naszego wahania, gruby bałwan mgły zaległ szczyt i siodło Kondratowéj, a natomiast Krzesanicę jasno oświeciło słońce. Ku słońcu więc, ku słońcu pójdziemy, nie tam gdzie mgły i ciemności!
Pamiętając niby doskonale drogę, z radością podjęłam się przewodnictwa i ruszyliśmy na Krzesanicę. Wyznam szczerze że jakkolwiek byłam pewną że trafię do szałasu na Upłazie i pamiętałam wszystkie ustępy téj drogi, jednak gdyśmy weszli na obszerny szczyt Krzesanicy, gdym się ujrzała wśród olbrzymich zwalisk pomiędzy któremi trzeba było kierować się własną pamięcią, a po części może instynktem, zachwiała się moja odwaga, poczęłam żałować żeśmy się zapuścili tutaj. 8traszna, dzika, urwista przepaść doliny Litworowéj którą pamiętałam dobrze z pierwszéj naszéj wycieczki, ubezpieczała mię że nie pobłądziliśmy przynajmniéj dotąd. Idąc samą krawędzią przepaści, ukradkiem rzucałam wźrokiem w tę otchłań zawaloną śniegiem i odłamami skał; nie śmiałam w nię zajrzeć, lękając się aby ten widok dreszczem przejmujący, nie odebrał mi do reszty odwagi.
Z Krzesanicy przeszliśmy na kamienisty, pagórkowaty grzbiet Upłazu, przedłużony w ramię zniżające się zwolna. Napróżno wytężałam wźrok, szukając owego szałasu będącego stacyją na drodze do Kościeliska, nigdzie nie widać polany, okolica jakaś nowa któréj nie pamiętam wcale. Po prawéj stronie otwiera się nieznana mi dolina, przed nami sterczy skała zdająca się zakończać ów grzbiet po którym idziemy. Pobłądziliśmy, to widoczna! Zakręciło mi się w głowie, stanęło przed
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/172
Ta strona została skorygowana.