byśmy jéj nie mogli odbyć z łatwością przy sprzyjającéj pogodzie. Jego opowiadanie o cudnym widoku, jaki się przedstawia z tego wyniosłego szczytu, tém więcéj nas zachęciło i postanowiliśmy odbyć niezwłocznie tę wyprawę, dającą nam sposobność poznania południowéj części Tatrów. Chodziło jedynie o pogodę, która była tak niestałą, że nie można było liczyć z pewnością na trzy dni pogodne. I w tym razie zdaliśmy się zupełnie na przewodnika naszego, który już dawniéj dał nam dowody swoich meteorologicznych wiadomości.
Upłynęło dni kilka, w ciągu których pogoda i słota zmieniały się kolejno. Parę razy gdy słońce zaszło pogodnie i z błękitnego sklepienia usunęły się chmury, mieliśmy ochotę wyruszyć w drogę; ale Wala kręcił głową i nie chciał puszczać się w góry na czas niepewny. Jakoż rzeczywiście po jednym dniu pięknym następował znowu dżdżysty; i wtenczas winszowaliśmy sobie, że siedzimy w ciepłéj i suchéj izbie, a nie mokniemy na słocie gdzieś tam wśród gór i lasów.
Nareszcie jednéj niedzieli, było to 2 sierpnia, po paru dniach deszczu, wypogodziło się zwolna, zachodzące słońce oblało góry potokiem purpurowéj jasności, co w Tatrach bywa zwykle znakiem ustalonéj pogody. Wieczorem przyszedł Wala i jakaż była nasza radość, gdy po zwykłém pozdrowieniu „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus“ powiedział: „No już przyszła nasza pogoda, jutro trzeba iść na Krzywań.“ I daléjże rozpowiadać znowu, co to za widok będziemy mieli ze szczytu, jak tam ujrzymy jak na dłoni Łomnicę, Lodowy szczyt, Ganek, Gierlacha i inne olbrzymy wschodnich Tatrów. Łatwo sobie wystawić, jak nas zachęcało to opowiadanie; wszystkie trudy szły w zapomnienie, a uśmiechała się jedynie nadzieja ujrzenia tylu cudów, cieszyła myśl, że przez trzy dni będziemy ciągle wśród gór, otoczeni najwspanialszemi ich widokami.
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/193
Ta strona została skorygowana.