z Ks. Proboszczem[1]. Powoli więc z otaczających nas cudów zeszła rozmowa na inne, bliżéj nas obchodzące przedmioty, i tak raz wesoło, to znowu smutno a zawsze swobodnie, otwarcie, przegwarzyliśmy ten cały wieczór aż do późnéj nocy. A Krywań wspaniały rysując się wyraźnie na czystym lazurze zasianym gwiazd milionami, oblany srebrnym blaskiem księżyca, skłaniał ku nam poważną głowę, jakby potakiwał tym uczuciom i mowom, jakie tutaj przeszły przez serca i usta nasze, jakby nam obiecywał opiekę na tę noc, którą mieliśmy spędzić u stóp jego.
O cudny to, uroczy był wieczór! Te ciemne wyniosłych gór kształty na tle gwiaździstego nieba, to urocze światło księżyca srebrną twarzą zaglądającego na dno w sennéj pomroce pogrążonéj doliny; ten olbrzym z promienném czołem stojący na straży; ta woń i świeżość powietrza; ta uroczysta cisza przerywana tylko szumem bliskiego potoku, wszystko to tworzyło obraz tak wzniosły, tak majestatyczny, że nic nie zdoła zatrzeć go w pamięci. Obawa przepędzenia nocy prawie pod gołém niebem, w miejscu tak odludném i dzikiém,
- ↑ M. Nowicki, prof. uniw. krak. zwiedzając niejednokrotnie Tatry w celu uzupełnienia entomologicznych zbiorów tak w gabinecie uniwersyteckim jak w muzeum Włodzimierza Dzieduszyckiego, używał Wali do pomocy w téj mozolnéj pracy. Z jego polecenia i według danych mu przez niego wskazówek, Wala z niezrównaną pilnością i sumiennością zbiera owady, przynosząc lub przesyłając je do Krakowa. Słyszałam z ust prof. Nowickiego, że dostarczył mu wiele pięknych i rzadkich okazów. W sprawozdaniach Komisyi fizyograficznéj, jest także chlubna o Wali wzmianka. W naszych wędrówkach po Tatrach, napotykaliśmy wszędzie mniejsze lub większe kamienie wyruszone z miejsca, bądźto na szczytach, bądź na dolinach, w lasach, zaroślach po polanach i t. p. Jestto świadectwo pilności Wali, który pod temi kamieniami szukał owadów.