Pomimo to szliśmy spiesznie owym skalistym grzbietem po nad doliną Jaworzynki. Wiatr coraz się wzmagał, a z ogłuszającym szumem i świstem jego, mięszał się łoskot staczających się w przepaść drobnych kamyczków. Chwilami zapędy wiatru tak były gwałtowne, że z trudnością przychodziło utrzymać się na nogach i mimowolnie dreszcz przejmował spojrzawszy w otwartą paszczę otchłani, nad którą droga się wije. Zmęczeni ciągłém pasowaniem się z wiatrem, przybyliśmy wreszcie na polanę Królową. Tu zaczęła się ostateczna narada czy iść daléj, czy téż poczekać do południa i jeżeli mgły się rozejdą, wejść na Kopę Magóry skąd także piękny widok a wstęp bardzo łatwy. Ks. Proboszcz z zupełną słusznością utrzymywał, że byłoby nierozsądkiem tyle trudów łożyć na niepewne, bo na Krzyżne droga daleka, a około południa zazwyczaj mgły się zgęszczają i spuszczają niżéj, zalegając doliny. Prócz tego wiatr tak mocny tutaj, kto wie czy wyżéj nie będzie jeszcze silniejszym, a w takim razie podróż byłaby nie tylko bardzo trudzącą, ale nawet niebezpieczną. Wszystkie te uwagi trafiały zupełnie do mego przekonania, ale chęć dopięcia celu, wsparta zwodniczą często lecz niemniéj zawsze łudzącą nadzieją powodzenia, przemagała rozsądne rozumowania. Nie śmiałam jednak słowa powiedzieć i tylko oczy, do których już prawie łzy się cisnęły, zwracałam ciągle to na gromadę olbrzymich szczytów zanurzonych we mgle, to na cel naszéj podróży, ów skalisty wzgórek obok Koszystéj, która piękna i czysta, zdawała się wabić nas ku sobie.
Już niemal wyrzeczoném było ostateczne słowo: nie pójdziemy, zostaniemy tutaj, gdy w tém nadbiegł młody, dzielny góral, Szymek Tatar, którego ks. Proboszcz zamówił do niesienia żywności i pomocy w trudniejszych przejściach. Zaspał on zrana, i dopiero w parę godzin po naszém wyjściu, przybiegł na plebanią, a do-
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/238
Ta strona została skorygowana.