byliśmy pod wpływem tego miłego wrażenia, które pomimo woli objawiało się to wykrzykiem podziwu, to słowem zwracającém uwagę drugich na przedmiot szczególniéj kogoś uderzający. Przepyszny kobierzec murawy narzucony bogatym haftem różnobarwnego kwiecia; olbrzymia ściana granitowych turni z najdziwaczniéj poszarpanemi szczytami; a wreszcie ten przeczysty błękit sklepiący się nad nami niby okazała kopuła i słońce tak cudnie oświecające tę rozkoszną halę, złocące nagich opok krawędzie, były kolejno przedmiotem naszego zachwytu.
Wala, który także ze szczególném upodobaniem przyglądał się okolicy, uderzony najwięcéj majestatem piętrzących się tuż przed nami turni, odezwał się: „Moje państwo, już to bardzo dobrze nazwał ktoś tę turnię Kościelcem, bo patrzcież tylko: ten wierch co to taki kończysty, to zupełnie jak wieża, a ten grzbiet ku nam, to jakby dach, a ten drugi znowu wierszycek co przed nami, to rychtyk jak sygnaturka na kościele.“
Z hali „nad Stawami“ mogliśmy już poniekąd ocenić trudność drogi na Krzyżne; dzieliła nas bowiem od niego skalista, piramidalnego kształtu Żółta turnia wznosząca się po przed Granatem i Koszystą. Przez tę więc turnię trzeba było przeprawić się do doliny Pańszczycy pod Koszystą, a stamtąd dopiero wchodzić na Krzyżne. Nie mieliśmy wprawdzie przeprawiać się przez sam szczyt Żółtéj turni, lecz przez znacznie niższy, łączący się z nią grzbiet Dubrawiskiem zwany; widoczném jednak było że to droga daleka i wcale nie łatwa. Rozległy, kamienisty grzbiet Dubrawisko okrywają zarośla kosodrzewia a po nad niemi tu i owdzie wznoszą się pojedynczo limby, świadczące najlepiéj na jak znacznéj znajdujemy się już wysokości. Drzewa te tak wspaniałe i piękne w innych miejscach, tu jakby zapomniane sieroty stoją smutne, wyciągając ku niebu konary na w pół
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/240
Ta strona została skorygowana.