Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/244

Ta strona została skorygowana.

który zapewne nigdy nie topnieje, rozpościerają się po brzegach stawu i skalistych urwiskach.
Nieskończenie długą wydawała nam się droga przez dolinę Pańszczycy, bo téżto przeprawa rzeczywiście trudząca. Wspominaliśmy sobie owo osławione przejście około Pięciu Stawów, które teraz zdawałoby nam się miłą przechadzką, raz dla tego, że bez porównania krótsze, a powtóre że były tam miejscami ścieżki wcale wygodne, tu zaś jednego kroku nie można postawić na równéj ziemi lecz ciągle przestępować trzeba z kamienia na kamień, co dla nas nie mających zręczności góralskiéj, bardzo było trudzącém. Ujrzeliśmy nakoniec zbliska cel naszéj podróży, owo siodełko łączące Granat z Koszystą i Wołoszynem, którego stąd jeszcze nie widać. Kres podróży naszéj był już nie daleki, ale ileżto trudów kosztować miało dojście do niego!
Pomiędzy dwiema skalistemi ścianami t. j. Koszystą i Granatem, widać kilkanaście stóp szeroki, kilkaset wysoki, stromy, kamienisty upłaz. Oto droga na Krzyżne, droga mozolna i bardzo przykra, bo tak drobny zwir, jak i większe kamienie stanowiące to niemal prostopadłe usypisko, upłożą się i usuwają pod nogami i rękami któremi tutaj koniecznie dopomagać sobie potrzeba. Tu nawet pomoc przewodnika nie na wiele się przyda, bo i on nie może stanąć pewnie i silnéj podać ręki; każdy więc sam sobie zostawiony, radzi sobie jak umie.
Wdzierając się pod górę z utrudzeniem które dech zapierało i gorącym potem oblewało czoło, nie mogliśmy przecież wstrzymać się od wykrzyku podziwu na widok prześlicznego kwiecia strojącego te martwe zwaliska. Niezapominajki błękitne i różowe, złote kwiaty kozłowca niezwyczajnie piękne i bujne, splecione w krasne wianki, emaliową świetnością barwy, cudnie odbijały na tém kamienistém usypisku. Tuż przy śniegu,