rozpatrując się w nim daléj, bo nie chciałam, nie umiałam używać sama takiéj rozkoszy, podczas kiedy biedni rodzice każdy krok okupują wysileniem. Ale otóż i oni są już na miejscu, nie tyle nawet zmęczeni jak sobie wystawiałam, a nie mniéj uradowani najcudniejszym widokiem który przewyższył wszystkie oczekiwania i w jednéj chwili zatarł pamięć przebytych trudów.
Ależ bo co to za widok! Najwyższa, najwspanialsza część Tatrów od Spiża do Liptowa, roztacza się przed nami szerokiém pasmem. Piętrzą się olbrzymie szczyty to ostre jak iglice, rozpływające się prawie w błękicie, to w najrozmaitsze poszczerbione zęby, niby tytanicznych murów zwaliska, niby baszty i wieże obrócone w ruinę. Sterczą one tuż przed nami, majestatyczne, groźne, a zdumieni ich ogromem, nie wiemy doprawdy co więcéj podziwiać, czy wspaniałość i rozmaitość kształtów, czy cudną rzeźbę granitowych opok jaśniejących w najświetniejszym blasku południowego słońca. W pośród tych potężnych turni, otwierają się głębokie, dzikie i przepaściste doliny, poprzedzielane urwistemi grzbietami. Na dnie ich widać snujące się potoki lub jeziora, których powierzchnia ciemno sina, połyskuje od słońca niby magiczne zwierciadło. Śnieg zalegający szerokiemi smugami tak ściany dolin jak i urwiste boki turni, podnosi jeszcze dziką piękność tego widoku. A gdy oko, szukające zawsze nowości i rozmaitości, wybiegnie po za ten dziwny, cudowny, olbrzymi świat górski, wtedy płynie swobodnie po szerokich rozległych równinach, na których patrząc z téj wysokości, znikają zupełnie grzbiety Bieskidów i jedna tylko Babia Góra rysuje się kształtnie niby niewielki pagórek. Po za nią, po nad nią, piętrzą się odległe góry w pobliżu Myślenic i Krakowa, przyćmione błękitnawą mgłą oddalenia.
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/246
Ta strona została skorygowana.