Nieznający położenia, szczyt ów wziąść może za jakąś turnię tatrzańską co wybiegła naprzód jakby na powitanie wędrowca. Ale w miarę jak wznosimy się wyżéj, szczyt ów wydaje się coraz rozłożystszym, coraz ciemniejszą przybiera barwę i nareszcie staje przed nami w całym majestacie dobra nasza krakowska znajoma królowa Bieskidu Babia góra (5448 st.). Otoczona całą gromadą sióstr swoich, wznosi nad niemi dumne czoło, zwykle aż do św. Jana smugami śniegu świecące. Na wschód i północ legły koło niéj miasteczka Jordanów, Maków i Sucha, oraz mnóstwo wiosek rozsypanych po dolinach pod opieką poważnéj Tatrów sąsiady, z grzbietu Lubonia 4½ mili odległéj. Przejeżdżając tędy, zawsze z szczególném upodobaniem spoglądaliśmy na tę wspaniałą górę przenosząc się wspomnieniem na jéj szczyt, na którym przed kilku laty spędziliśmy parę godzin. Całe to panorama jakkolwiek bardzo malownicze i piękne, jest tylko jakby wstępem do nierównie wspanialszego widoku jaki nam się ma przedstawić z grzbietu Lubonia. Tam zwracamy mimowoli wźrok nasz, przyspieszamy kroku i stajemy nareszcie.
Co za widok! Podobne do masy chmur sinych, groźnie spiętrzonych, białemi smugami śniegu poprzerywanych, do olbrzymiego muru w najdziwaczniejsze poszczerbionego zęby, Tatry rozwijają się przed nami całym łańcuchem. Lekkie tumany mgły i obłoków fantastycznych kształtów, stósownie do pory dnia, oblanych rumieńcem jutrzenki, ozłoconych jasnym promieniem słońca lub gorejących świetną purpurą zachodu, unoszą się ponad szczytami, czepiają się skalistych iglic i podwyższają jeszcze urok tego czarodziejskiego obrazu. Kto raz tak widział Tatry z Lubonia, ten ich nie zapomni nigdy. Znający dobrze położenie i kształty szczytów tatrzańskich, może stąd rozróżnić dokładnie pojedyncze iglice, a nawet rozpoznać niższe wierchy i grzbiety.
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/28
Ta strona została skorygowana.