przed straszną tatarską nawałą, gdy już, już doścignąć ją mieli pohańcy, rzuciła za siebie grzebień i z jego to zębów, wystrzeliły Pienin iglice. Biegnie daléj a daléj po skałach i ostrym zwirze, który rani jéj nogi aż do krwi; gdzie padnie krwi kropla, tam zaraz wykwitają wonne goździki i róże, a zioła i kwiecie, różnowzorym kobiercem ścielą się jéj pod stopy. Zagrożona znowu niebezpieczeństwem, rzuca szczotkę od włosów i góry natychmiast gęstym porastają lasem, który przecież nie na długo wstrzymuje pogoń. Rzuca więc zwierciadło i wtedy Dunajec wzbiera nagle, przedziera się przez Pieniny i płynie w ślad za królową. Tak dostaje się ona szczęśliwie do zameczku swego, gdzie dotąd widać jéj stopkę wyciśniętą na kamieniu który zapłakał nad jéj dolą, a z tych łez powstało obfite źródło do dziś dnia płynące[1]. Zameczek św. Kunegundy według wiary ludu stoi dotąd nienaruszony, ale ten tylko widzieć go może, kto żadnym nieskalany grzechem. Tutajto możemy się przekonać że jak do rzetelnego szczęścia i tu i w wieczności, tak i do nieśmiertelnéj pamięci cnota jedna ma prawo. Przebrzmiały téż huczne oklaski, któremi świat zdumiony witał półbogów swoich; sława ich niegdyś tak głośna, cichnie z dniem każdym; następne pokolenia obrywają listek po listku z ich świetnych niegdyś wawrzynów; olbrzymie te postacie coraz głębiéj zstępują w grób zapomnienia, a imię pokornéj służebnicy Chrystusowéj, która cnotą każdy krok ziemskiéj pielgrzymki znaczyła, żyje i żyć będzie w późne wieki w sercach ludu, w jego pieśniach i podaniach, wspominane z miłością, powtarzane z błogosławieństwem, wzywane z ufnością w każdéj potrzebie. Ale ja zająwszy się główną Pienin ozdobą, duchem
- ↑ Piękne te ludowe podania zamieścił Szczęsny Morawski w swojém Album szczawnickiém, skąd je wypisałam.