Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/304

Ta strona została skorygowana.

na dzień powszedni i w podróży, zastępują wysokie buty do kolan sięgające.
Lud tutejszy, szczególniéj mężczyźni, nie są tak dorodni jak Podhalanie; kobiety wszystkie prawie przystojne i miłe, nie widać jednak owych piękności jakie między tatrzańskiemi góralkami często napotkać można.
Napatrzywszy się do woli prześlicznym strojom, poszliśmy przed kościół, który oblegały tłumy ludu nie mogące pomieścić się wewnątrz. Po sumie wyszła uroczysta procesyja; dzwony brzmiały bez ustanku, pienia nabożne dalekiém rozlegały się echem, woń ziół napełniała powietrze, wszystko głosiło chwałę i wywyższenie Matki Bożéj, wszystko dodawało świetności i uroczystéj powagi temu radosnemu świętu.
Po południu pożegnaliśmy miłe Krościenko, udając się w dalszą podróż ciasną doliną Dunajca. Po obu jego brzegach piętrzą się do 3000 st. wysokie góry, należące już do pasma Bieskidów, w części lasami odziane, w części nagiemi i dosyć spadzistemi świecące bokami. Kształty ich przypominały nam jeszcze urocze Pieniny. Malowniczą tę dolinę ożywia i rozwesela bystry nurt Dunajca, wijącego się w niezliczone zakręty wśród rozkosznych brzegów. Droga nad samą prowadząca rzeką, czepia się po stromych i spadzistych pochyłościach obłazami zwanych. Dunajec pomimo dość znacznéj głębokości i szerokości, dla wielkich odsepisk i głazów o które rozbija się z szumem i hukiem, między Nowymtargiem a Zakluczynem, tylko przy średniéj wodzie jest spławnym.
Przejeżdżaliśmy przez kilka wsi porządnie zabudowanych, jak Kłodna i Tylmanowa, któréj położenie i długa topolowa ulica prowadząca do dworu, przypominają nieco Wolą Justowską przy Krakowie. Po drodze spotykaliśmy liczne gromadki ludu powracającego z nieszporów. Na przyźbach domów, siedzieli wieśniacy spę-