fesyjonały, świadki niezmordowanéj jego gorliwości, tak wymownie i rzewnie do każdego polskiego serca przemawiają, budząc w niém żal i boleść nad stratą, jakąśmy ponieśli w przedwczesnym téj jasnéj gwiazdy zachodzie[1]. Onto w roku 1846 z miłością i boleścią w sercu, z wyrazem niebiańskiego pokoju na pogodném czole, ze słowami pociechy, nauki, nadziei na ustach, z krzyżem zbawienia w ręku, przebiegał okropną klęską nawiedzoną część ziemi polskiéj. Gdzie wstąpił, błogosławieństwo nieba z sobą przynosił; gdzie padło słowo jego, tam zaraz wykwitały kwiaty upamiętania, żalu, pokoju, przebaczenia, ufności i poddania się boskim wyrokom. Z góry nadludzką czerpiąc siłę, nieugięty, niezrażony niczem, wszędzie nauczał, wszędzie dobrze czynił, w cierpliwości, pokorze i pokucie, jedyny środek przebłagania Boga wskazywał. Tu wyrywa dusze z przepaści rozpaczy, staje jako pośrednik pomiędzy rozgniewanym Ojcem a występnemi dziećmi, wraca im zakłócony pokój sumienia; indziéj dźwiga upadających na duchu, balsamem niebiańskiéj pociechy otwarte skrapiając rany. Ileż on to miłości, nauki, pociechy rozlał po ziemi naszéj, jakże czułą, ojcowską opieką otaczał lud biedny, ile cudów zdziałała natchniona jego wymowa, jakże wzniosły wzór apostolskiéj gorliwości zostawił, ile łez wdzięczności, ile zasług uniósł z sobą do nieba! Oprócz ogólnéj czci i szacunku, do jakiego ksiądz Antoniewicz w sercu każdego ma prawo, my Krakowianie szczególną, wyłączną winniśmy mu wdzięczność. Po okropnéj klęsce pożaru w r. 1850, która wydzierając nam drogie ubiegłych wieków pamiątki, rzuciła w serca zwątpienie i żal rozpaczliwy, on pierwszy z gruzów świątyń naszych przemówił słowem nie-
- ↑ Ksiądz Antoniewicz umarł w Obrze w W. Xięstwie Poznańskiém w r. 1852 d. 14 Listopada mając lat 45.