trzewiczki dla dziecka, bo ta pani chce go wziąść, a mnie przecież tak żal.“ Tam będzie dobrze waszéj małéj, pani jéj już nie opuści, a jak podrośnie to i do was będzie mogła powrócić i wy na nią zajrzycie. „Kiedy się strasznie boję, żeby się dziecko nie zaterało.“ Była to biedna wyrobnica, żyjąca z dnia na dzień, dla któréj dziecko prawdziwym było ciężarem. Parę tygodni trwały narady, kilkoro dzieci już z pewnością miano oddać w opiekę pani H., ale w miarę jak się przybliżał dzień ich odjazdu, miłość rodzicielska brała górę nad zimnym rozsądkiem doradzającym korzystać ze sposobności polepszenia losu i dobre chęci pani H. spełzły prawie na niczém; o ile mi wiadomo, zaledwie jedno czy dwoje dzieci wyjechało ze Zakopanego.
A ileżto przykładów małżeńskiego przywiązania, troskliwych starań w chorobie, czułéj opieki nad sierotami, delikatności w opatrywaniu ran, i innych tym podobnych dowodów tkliwości serca, ciśnie mi się pod pióro! Nie skończyłam prędko, gdybym chciała wyliczać wszystkie, których naocznym byłam świadkiem. O zaiste jeżeli gdzie, to tu można zawołać ze ś. p. ks. Antoniewiczem: „A to mówią że ci ludzie czucia nie mają! Oj mają, ale wtenczas gdy im potrzeba, nie dla parady, aby się z niém popisywać; tylko że to uczucie niezrozumiane, boleśnie zawsze zranione, kryje się i tai w sercu, jak potok górski w skałach. Ale w chwilach ważnych, z całą potęgą na jaw się okazuje i wszystkim wykrzyk podziwienia wywołuje. Ktoby się spodziewał iż pod tą lichą siermięgą takie serce!“[1]
Uważałam że w Zakopaném związki rodzinne są w ogóle nierównie ściślejsze i serdeczniejsze niż u naszych wieśniaków. Uczynność sąsiedzka w jednę rodzinę wiąże wieś całą. Wyjąwszy najzamożniejszych gazdów
- ↑ Listy z Zakonu str. 23.