siebie. Gdyśmy odjeżdżali z Zakopanego, jakże serdecznie nas zawsze żegnali, jak zapraszali, namawiali, aby przyjechać na przyszłe lato! Za przybyciem w następnym roku, witali nas tak radośnie, jakby najlepszych przyjaciół. Wstyd mię było doprawdy tych oznak pamięci i przywiązania poczciwego ludu, dla którego nie uczyniliśmy nic zgoła, bo do tego najmniejszéj nie mieliśmy sposobności. Chyba że poczciwi górale odgadli i zrozumieli w sercach naszych tę miłość i najserdeczniejszą życzliwość, jaką dla nich zachowamy na zawsze, bo godni tego.
Jak już wspomniałam wyżéj, od dwudziestu pięciu dopiero lat Zakopane stanowi osobną parafiją. Łatwo sobie wystawić, jak smutne było położenie biednego ludu, który oddalony od kościoła, pozbawiony prawie zupełnie nauki słowa bożego, skutkiem tego zaniedbywał obowiązki religii, których ścisłe wypełnienie nietylko że jest wiecznego szczęścia rękojmią, ale i w troskach doczesnego życia najpewniejszą przynosi pociechę. Górale zakopiańscy bardzo téż umieją cenić szczęście i błogosławieństwo, jakie na nich spływa z ubożuchnego ich kościołka. „Jak zadzwonią, mówiła mi jedna kobieta, to aż się serce raduje; przecież teraz jakoś nas bliżéj Pan Bóg.“ Zaiste, wielkie Bóg dobrodziejstwo wyświadczył ludowi temu, ubogi wśród niego zamieszkując domek i obdarzając go takim pasterzem, jakim jest obecny ks. Proboszcz tameczny.
Ksiądz Józef Stolarczyk, objąwszy przed dwudziestu pięciu laty zarząd nowo urządzonéj parafii, zastał lud prawie dziki, w rzeczach religii w głębokiéj pogrążony niewiadomości. Były w tym ludzie zarody dobrego, poczciwe skłonności, ale te drzemały w duszy, bo zasady religii, które jedynie mogą je rozbudzić, ożywić, upłodnić i w święty zamienić obowiązek, ledwie powierzchownie były mu znane. Ksiądz Proboszcz, nie zrażony
Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/77
Ta strona została skorygowana.