O masło w samém Zakopaném dosyć trudno, bo tu nie wiele go robią; ale poznawszy się z gaździnami, można dostać wybornego masła ze wsi poblizkich, jak z Cichego lub Dzianisza i to daleko taniéj niż w Krakowie. Mleko tu wyborne, tak kwaśne jak słodkie; o to ostatnie jednak nie tak łatwo, gdyż jak mówiłam poprzednio, bardzo mało bydła trzymają przy domach, ale wysyłają na paszę w góry. Do bliższych szałasów posyłają konno po mleko z obońkami[1]. Na gorąco jednak trudno utrzymać mleko słodkie; to téż najczęściéj przywożą już zsiadłe które ma tę szczególną własność, że nawet w cieple nie podbiega serwatką. Mleka słodkiego nigdy nie zbierają, nie znają nawet śmietanki, nie umieją jéj zbierać; albo będzie tak gęsta, że się zaraz zwarzy, albo téż nie wiele się różni od mleka. Ale i o bardzo dobrą śmietankę wystarać się można, chociaż przy tak wyborném mleku łatwo się bez niéj obejść, lub zbierać ją sobie kupując mleko prosto od krowy. Aromatyczna i obfita pasza, jaką bydło znajduje w górach i na wyrębiskach, nadaję mleku ów smak wyborny, zapach i gęstość, jakiéj nie ma nigdy mleko od naszych krów, choćby najlepiéj karmionych.
Dodajmy teraz mnóstwo grzybów, poziomek, malin, często i pstrągów, z któremi się proszą kobiety, dziewczęta i dzieci, a przyznać musimy, że kto nie jest wymagającym i do wykwintów przywykłym, nie dozna głodu w Zakopaném.
Dla mężczyzn nie umiejących prowadzić gospodarstwa i nie znających się na kuchni, dłuższy pobyt tutaj dosyć był niedogodnym, bo góralki prócz bryi i ziemniaków nic ugotować nie umieją. Od paru lat atoli,
- ↑ Są to płaskie naczynia drewniane mające dwa dna, podobne do tych, w jakich olej na sprzedaż do nas przynoszą. Po parze takich oboniek zawieszają na koniu.