Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/88

Ta strona została skorygowana.

miał nam przynieść do karczmy. My zaś nie mając się gdzie schronić, brnęliśmy po kostki w wodzie i błocie przemokli do nitki, ale pomimo to dobréj myśli, szczęśliwi, że nam się przynajmniéj udało dojść bez deszczu do źródła Dunajca i powziąść jakie takie wyobrażenie o czarownéj Kościeliskiéj dolinie,
Skoro stanęliśmy w karczmie, deszcz nacichł i nasz furman naglił, aby się nie ociągać, ale co prędzéj ruszać w drogę. Żal nam było żentycy, a więcéj jeszcze chłopaka, który nic nie dostał za swoje przewodnictwo; ale nie było rady, należało korzystać z szczęśliwéj chwili. Zostawiliśmy wprawdzie dla Jędrka kilkanaście groszy u karczmarza, prostego górala; ale ten człowiek tak nam się jakoś nie podobał, iż byliśmy prawie pewni, że albo nic nie da chłopcu, albo się przynajmniéj z nim podzieli. Wybierając się w Tatry we dwa lata potém, wspominaliśmy często Jędrka, ale nie mieliśmy nawet nadziei dopytania się o niego, gdyż nie wiedzieliśmy, ani jak się nazywał, ani z którego był szałasu. Tymczasem traf szczęśliwy wszystko ułatwił.
Będąc w Kościelisku, wstąpiliśmy na mleko do jednego z szałasów; wtém, gdy zajadając smaczno, rozmawiamy z Bacą, zbliża się do nas młody juhas; z kilku słów jego pokazało się, że nas zna. I my poznaliśmy w nim naszego Jędrka, i z niemałém zadziwieniem dowiedzieliśmy się, że karczmarz nie skrzywdził go ani na szeląg. Zawstydziłam się prawdziwie naszego niedowierzania i nie wiedziałam, co więcéj podziwiać, czy sumienność karczmarza, czy téż rzadką poczciwość juhasa, któremu nadarzała się wyborna sposobność wyłudzenia od nas kilku groszy, a jednak nie korzystał z niéj i prawdę nad zysk przełożył. Jakżeto trudno o podobną sumienność u nas, gdzie często cywilizacyja zależy jedynie na zręczném wyzyskiwaniu drugich.