Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/89

Ta strona została skorygowana.

Darują mi czytelnicy to wyboczenie, ale prawdziwie czułam się w obowiązku oczyszczenia górali z zarzutu, który czyni ujmę ich charakterowi, a choć może słuszny co do jednostek, bynajmniéj do ogółu zastósować się nie da. Tak więc wypowiedziawszy co mi leżało na sercu, powracam do przerwanego przedmiotu, t. j. do pobytu w Zakopaném.
Nie zapominając nigdy o słotach które po parę dni zatrzymywać mogą w mieszkaniu, radzę wziąść kilka dobrych książek i ręczną robotę jako środek przeciwko nudom. Co do pogody, nie można się spuszczać na przepowiednie górali, bo oni nie znają się na tém, wyjąwszy byłych strzelców, którzy przebywając w górach po parę tygodni, lepiéj są obznajomieni z oznakami wróżącemi deszcz lub pogodę.
Ale i ich doświadczenie często zawodzi, gdyż nic zmienniejszego jak pogoda w górach. Wszystkie oznaki deszczu, a więcéj jeszcze pogody, niezawodne w równinach, nie dadzą się tutaj zastósować. Nie widząc, trudno nawet mieć wyobrażenie jak nagle, jak niespodzianie chmury się zbierają, i wśród najpiękniejszéj pogody, deszcz zrobi, jak mówią Zakopianie. Główną tego przyczyną jest wielka zmienność wiatru i bliskość olbrzymich turni, o które rozdzierają się chmury i zmieniają niespodzianie swój kierunek.
Niema więc rady, każdy wybierający się na dłuższą zwłaszcza wycieczkę, musi być przygotowanym na zmoknienie, które jednak, jakkolwiek nie bardzo miłe, nie szkodzi zdrowiu w tutejszém prawdziwie cudowném powietrzu.
Co do kolei jaką najlepiéj odbywać wycieczki, oraz w tém wszystkiém, co Tatrów dotycze, najlepiéj zasięgnąć rady ks. Proboszcza, który zna i kocha góry, jak zapewne nikt drugi; był niemal na wszystkich wiérchach, od Łomnicy, szczytu Gierlachowskiego i Lodowego