napisał natychmiast do dwóch leśniczych i państwa K. bawiących tutaj na żentycy, zapraszając ich aby, zebrawszy się w jedno towarzystwo, odbyli wraz z nami wycieczkę na Babią górę, oddawna przez nich zamierzoną.
Zaledwie piérwszy brzask dnia ukazał się na pogodném niebie, już wszyscy byliśmy na nogach, zajęci upakowaniem naszych rzeczy. Około 5-éj głos dzwonka powołał nas do kościoła. Pusto i cicho w nim było zupełnie; prócz jednéj staruszki i nas, nie było nikogo, bo msza św. wcześniéj niż zwykle odprawiać się miała. Piérwsze promienie wschodzącego słońca obléwały potokiem światła prosty, drewniany ołtarz, rozjaśniały oblicze Przenajświętszéj Dziewicy, i jakby chwały nieba odblaskiem, cały kościołek uroczą oświécały jasnością.
Po mszy świętéj wróciliśmy na plebanią, gdzie szanowny ks. dziekan czekał na nas ze śniadaniem. Już słońce wzbiło się ponad góry otaczające dolinę, gdy zajechał góralski wózeczek, mający nas podwieść pod samę górę, jeszcze ¾ mili od plebanii odległą. Podziękowawszy najserdeczniéj ks. dziekanowi za jego gościnne i prawdziwie przyjacielskie przyjęcie, pożegnaliśmy go z żalem, unosząc w duszy najmilsze, a nigdy nie zatarte wspomnienie krótkich chwil spędzonych w tym skromnym domku, gdzie tyle cnót, tyle zasług się kryło.
Według planu naszéj podróży, nie mieliśmy już powracać do Zawoi, ale zwiédziwszy Babią górę, inną drogą udać się do Żywca. Jechaliśmy ciągle brzegiem Skawicy, która ściéśniona w wązkiém łożysku, szumi i huczy jak prawdziwy górski potok, kamieniste brzegi śniéżną obryzgując pianą. Góry coraz to wyższe piętrzą się po obu stronach doliny, a zamykająca ją Babia góra występuje w prawdziwie majestatycznym ogromie, niby olbrzymi wał graniczny, dosięgający obłoków. Grzbiet jéj ćwierć mili długi, już w bardzo znacznéj wysokości rozdziela się na dwa wiérzchołki, które doskonale z Krakowa rozpoznać można. Wschodni, właściwy szczyt Babiéj góry, znowu na dwa dzieli się wiérzchołki: wyższy nazywają Zamkiem diabelskim. Stał na nim czworoboczny budynek z kamienia, który lud nazywał kaplicą[1] i piramida geometryczna. Zachodni szczyt, znacznie niższy połączony przełęczą[2] z poprzednim, nazywają Pół-Babie. Całą prawie pochyłość góry aż do siodła dzielącego dwa jéj wierzchołki, okrywa czarny las jodłowy, wyżéj szarzeje już tylko kosodrzew[3], wyżéj jeszcze trawa i porosty, a oba szczyty nagą świécą opoką, w któréj szczelinach bieleją smugi śniegu. Babia-góra, któréj grzbiet zaokrąglony łagodnie, jak go widziémy z Krakowa, bardzo się zdaje przystępnym i jest nim rzeczywiście od strony południowéj, od północnéj, zkąd właśnie mieliśmy na nią wstępować, spada w dolinę prostopadłą ścianą i prawdziwie groźnie i niedostępnie wygląda. Nieprzywykli jeszcze do wchodzenia na góry, z niejaką obawą poglądaliśmy na tę urwistą opokę.
Tymczasem z licznego towarzystwa wybiérającego się na Babią górę i mającego się z nami połączyć w drodze, prócz ks. wikarego, nikt nie dotrwał w przedsięwzięciu, a powodem tego była obawa dészczu, któréj niemylną przepowiednią Babi czépiec. I my wprawdzie zaraz zrana widzieliśmy na szczycie góry leciuchny rąbek, ależ to przecie nie ów złowrogi czépiec, to raczéj przejrzysta dziewicza zasłona, tak pięknie strojąca rumieńcem jutrzenki pałające czoło królowéj. A i ten rąbek rozwiał się wkrótce bez śladu, na całém niebie ani jednéj chmurki nie było. Ks. dziekan, lubo niebardzo rad owemu obłoczkowi, co niby ptak w przelocie musnął śniéżném skrzydłem szczyt Babiéj góry, nie wątpił jednak że się uda wyprawa, przynajmniéj bez dészczu. Innego zdania byli leśniczowie; woleli więc pozostać i zwozić siano przed dészczem, a nas ostrzegali, aby nie puszczać się w drogę. Ale my, zaufani w prawdę przysłowia: odważny wygrywa, nie tracąc fantazyi, wytrwaliśmy w przedsięwzięciu, i wkrótce wróżby dé-
- ↑ Kaplica ta, właściwie altana, obecnie jest całkiem zburzona.
- ↑ Ramię łączące dwa szczyty téj saméj góry, lub nawet dwie góry, nazywają górale przełęczą lub siodłem.
- ↑ Kosodrzew, jest to krzak z gatunku sosny, którego gałęzie czołgają się i rozpościérają szeroko po ziemi. Rośnie w górnych strefach, w wysokości około 4600 st. n. p. m., to jest tam, gdzie lasy się kończą. Na Babiéj górze granica lasów jest w wysokości 4381 st., według Zejsznera.