Strona:Maria Steczkowska - Wycieczka na Babią górę.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

listy pagórek, nagi szczyt, kędy stała owa altana do któréj dążyliśmy, jak do bezpiecznego portu zagrożeni burzą żeglarze. Wtém tumany mgły, która już dawno zakryła pół-Babie i dalsze części góry, z nieopisaną szybkością pędzić ku nam zaczęły; utonął w nich ów szczyt na jaki mieliśmy wstępować, znikła altana, a gwałtowny wiatr coraz się wzmagający, przepędzał około nas i ponad nami mgliste bałwany, tak iż o parę kroków nic widać nie było. Poczciwy leśniczy, chcąc nas uchronić choć w części od wiatru, mgły i grubego dészczu który padać zaczynał, sprowadził nas cokolwiek niżéj, tak że mgły przeciągały ponad głowami naszemi. Usiedliśmy na spadzistéj pochyłości, czekając przejścia mglistéj zawiei, która, zdawało się, że lada chwila strąci nas w przepaść. Mgła pędziła ciągle; prócz małéj przestrzeni na kilka kroków w koło nas, nic widać nie było; nad nami szare niebo, szare mgły dokoła i zmrok zupełny. Nie potrafię wysłowić tego dziwnego uczucia, jakiego doznałam widząc się jak-