Wiem także, że wiele innych gatunków pism byłyby nad romans użyteczniejszemi; lecz nie czując w sobie zdolności do uskutecznienia ważniejszego zamiaru, chwyciłam się tego, którego brak zupełny w naszym języku czyni mi nadzieję, że moja praca niezupełnie czczą będzie. A przytem rozumiem, że i romans czasem korzystnym być może. Zdaje mi się, że przepisy, prawdy, nauki, które pod pokrywką zabawy w dobrym romansie znaleźć można, więcej nieraz przekonywają niżeli suche morały, obnażone z ponęt ciekawość wzbudzających, a do czytania których mało kto się nawet porywa. W romansach zaś, w tych szczerych obrazach społeczeństwa, każdy niemal, znajdując zdarzenia podobne tym, których doświadczał, uczucia sercu znajome, błędy, w które wpadał, namiętności, jakie nieraz w pożyciu spotykał, mimowolnie zajmuje się tym opisaniem, porównywa, rozważa i częstokroć skutkiem tych rozwag, czynionych bez uprzedzenia, staje się to w głębi serca przekonanie, że w jakiejkolwiek doli, w jakimkolwiek wypadku działać dla cnoty jest to pewniejszym nad wszelkie inne sposobem działać dla szczęścia.
Myśl ta, nader miła sercu mojemu, zwróciła mnie znowu ku tobie, bracie ukochany! Przekonana o jej rzeczywistości, jakżebym wierzyć nie miała, że ciebie kiedyś ujrzę zupełnie szczęśliwym? Ciebie, któregom od urodzenia widziała ciągle działającego dla cnoty, ciągle poświęcającego życie szczęściu drugich i dobru powszechnemu.
Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/045
Ta strona została skorygowana.