Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/063

Ta strona została skorygowana.

czasem do uśmiechnienia się, albo zażartowania z kogo, ale w tym łatwo się zawsze wstrzymywała, bo Malwina przed wszystkiem i nadewszystko była dobrą, właściwie dobrą. Ale Malwina była kobietą; mając powaby i przymioty naszej płci, nie była zupełnie wolną od jej przywar. Nie dość czasem zastanowienia się i rozwagi w postępkach (któremi nie zawsze roztropność, a częściej pierwsze poruszenia serca rządziły) i chęć może trochę zbyteczna podobania się, byłyby jej wadami. Ale te może przebaczonemi jej zostaną, kiedy czytelnik wspomni sobie, że Malwina nie jest dziełem idealnem, lecz istotą prawdziwą, i że w istocie nikt nie jest doskonałym.
Malwina była ładną, powabną; często i łatwo w życiu się podobała, chociaż w piękności takoż doskonałości nie miała. Była dosyć wysoka, giętki miała stan i ruszenie pełne wdzięku; włosy czarne i gładkie, jak krucze pióra, przytem miękkie i łatwo się wijące, czarne, długie oczy, w których wszystkie uczucia duszy się malowały. Czasem w ich spojrzeniu coś anielskiego zastanawiało, a wkrótce figlarność tamże postrzec można było. Uśmiech miała najwdzięczniejszy, płeć zwykle trochę bladą, ale radość i zabawa umiały twarz jej ożywić, która wtedy wesołą świeżością zajmowała. — Taką była Malwina; cieszyć się będę, jeżeli mimo wad i niedoskonałości, łaskawych na siebie spotka czytelników, a teraz wracam do ciotki, którąśmy trochę niegrzecznie porzucili[1].

Odebrawszy list od Wandy, śpiesznie interesa pokończyła i do Krzewina wróciła. Z zwyczajnym sobie dobroci uprzedzeniem natychmiast Ludomira pokochała, pobłażając nawet skrytości jego w wyjawieniu nazwiska. — „Nie trzeba go męczyć niepotrzebnemi pytaniami, mówiła do siostrzenic; dość nam wiedzieć, że Malwina życie mu winna, że jest dobry, miły w pożyciu, waleczny, i przynajmniej, póki ręka jego zupełnie się nie zgoi, okrucieństwem byłoby stąd go wypędzać“. Malwina, która niekoniecznie życzyła wyjazdu Ludomira, wsparta poważnym zdaniem ciotki, szczęśliwą się uczuła. Zapomniała tego, że Ludomir z imienia jedynie był jej znany, i bez żadnych trosk, ani myśli na dal, zaczęła używać z rozkoszą jego ze wszech miar przyjemnego społeczeństwa.

  1. Ten sposób żartobliwej rozmowy z czytelnikiem („którąśmy trochę niegrzecznie porzucili“) właściwy był szczególnie autorowi La vie de Marianne i Sternowi.