Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/066

Ta strona została skorygowana.

Idąc czas jakiś ścieżką między gęstą leszczyną, usłyszała odgłos muzyki, który coraz dalej ją prowadząc doprowadził nareszcie tam, gdzie się odsłoniła oczom Malwiny łąka najzieleńsza, krągiem najpiękniejszych drzew otoczona. Pod temi drzewami było mnóstwo ludzi na rozmaite grona i kupy podzielonych; bo oprócz mieszkańców Krzewina całe sąsiedztwo było zaproszone. Naprzeciwko Malwiny, gdzie drzewa największą wystawiały gęstwinę, pięknemi krzewinami miejsce było ozdobione i wśród tej świeżej zieloności ulotna Wanda, na kamiennej stojąc podstawie, okazywała bóstwo przyjaźni. Lekka biała szata ją okrywała i wieniec bluszczu na skronie był zwieszony; trzymała w ręku długi uplot z najpiękniejszych kwiatów. Alisia, pod różanym siedząc krzakiem, miłość udawać miała i z figlarną swoją twarzyczką doskonale swoją grała rolę. Krocie jej złoto-wijących się włosów, niebieska utrzymywała przepaska; na dziecinnych barkach złoty kołczan ze strzałami spoczywał, i Alisia a raczej miłość z uśmiechem patrząc na przyjaźń, drugi koniec trzymała kwiecistego uplotu. Od dębu do dębu szal purpurowy zawieszony służył za dno temu ujmującemu obrazowi, a czas z kosą w ręku, w postaci sędziwego starca, ulatując nawet, dosypywał tam jeszcze kwiatów. Na kamieniu te słowa były wyryte:

Przyjaźń i miłość, łącząc wiernych serc daniny,
Wiły ten uplot w świeżość i wonie bogaty;
Oby tak na dni wszystkie nadobnej Malwiny
Czas ulatując, sypał pełną dłonią kwiaty![1]

Radość i wdzięczność Malwiny łatwo sobie można wystawiać; i goście, i przyjaciele, i słudzy, wszyscy ją ostąpili; winszowali, szczerze dobrze życzyli, bo dobrą Malwinę powszechnie kochano. Z rozrzewnieniem wszystkim dziękowała, ale ulubioną swoją Wandę najczulej do serca przycisnęła. Wanda, u której wstrzemięźliwość w gadaniu nie była cnotą pierwszą, przysuwając się do ucha Malwiny: „Siostrzyczko, rzekła, jeszcze komuś powinnaś dziękować; bo ja, prawda, żem szczerą chęć miała obchodzić najświetniej imieniny twoje, ale nic nie mogłam wynaleźć dobrego, żaden koncept do głowy mi nie przychodził. Ludomir wszystko znalazł, wszystko ułożył; on wiersze napisał, bacik ustroił;

  1. W rękopisach znajduje się aż ośm redakcyj tego czterowiersza. Zasadniczej zmiany nie spostrzeżemy jednak w żadnej z nich, chodziło bowiem tylko o wdzięk, nie o rzecz.