jednostajnemi myślami są zajęci, równie poniekąd działają. Ludomir, jedynie Malwina zajęty, jak ona podobnie nim, ze świtem takoż był wstał i wyszedł był do ogrodu, by myśleć o niej swobodnie. Usłyszawszy jej głos, przybiegł od niej niepostrzeżony; lecz jak przestała śpiewać, Ludomir z nadto już pełnem sercem, by rozum najmniejszą mógł utrzymać przewagę, straciwszy głowę zupełnie, padł do nóg Malwiny, i nic innego nie mógł wymówić, jak: przestraszyłem cię Malwino! ach daruj!... wybacz... ależ bo ja tak nieszczęśliwy!... Malwina zlękniona, zmieszana, oniemiała. Serce jej tylu przeciwnościami w ten moment było miotane, że sama nie wiedziała, co ma odpowiedzieć; ale oczy podniósłszy na Ludomira, postrzegła wyryty na jego twarzy takowy wyraz żalu i cierpienia, że ten słaby cień gniewu, który między innemi uczuciami z jego raptownem zjawieniem mignął się w jej myślach, zniknął zupełnie, i nic innego w sercu nie zostało prócz najtkliwszej litości. Zamiast wyrazów gniewu, śpiesznie wyrzekła: — O nie bądź nieszczęśliwym! to najbardziej wytrwaćbym nie mogła. Te kilka słów wymówiwszy, zapłoniona i zmieszana, twarz w welum schowała i rzewnie zaczęła płakać. — Malwino uwielbiona! Aniele dobroci, (rzekł Ludomir) nie płacz... ach, nie płacz nigdy... ostatnią kroplą krwi mojej radbym odkupić każdą łzę, którą wylewasz. Hałas z przyczyny nadchodzących osób, który z daleka usłyszeli, przerwał tę rozmowę. Malwina z pośpiechem wstała, Ludomir zatrzymując ją, z najczulszem dołożył rozrzewnieniem: Malwino, na wszystko, co ci tylko jest drogiem w świecie, zaklinam cię, nie porzucaj mnie, nie zostawuj z tą myślą tak okropną, żem cię obraził. Przez litość przynajmniej; bo nie możesz pojąć, nie pojmiesz nigdy, co to jest śmieć ciebie kochać, nie mając nigdy nadziei być od ciebie kochanym!
Malwina w ten moment tak żywo w sercu czuła, ile Ludomira kochała, że nie mogąc pojąć, by on się tego nie domyślał, to słowo: Niewdzięczny! z ust jej się wymknęło, a słysząc coraz bliżej nadchodzące osoby, czas miała tylko najśpieszniej uciec, welum swój łzami jej jeszcze zmoczony, w tym pośpiechu zapomniawszy. — Niewdzięczny! z niewypowiedzianem uczuciem powtórzył Ludomir i schwyciwszy welum Malwiny, do serca go przyciskając, rzekł z zapałem: chyba z życiem go stracę.
Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/070
Ta strona została skorygowana.