Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/073

Ta strona została skorygowana.

siedliśmy w miejscu otwartym, gdzie nic okręgu nieba nie zasłaniało. — Nigdy, rzekła, nie mam bardziej napełnionego serca wielkością Boga, jak wpośród cichej, pogodnej nocy, krociami gwiazd i poważnym blaskiem księżyca oświeconej. Wspomnienie zeszłych osób i myśli o przyszłem życiu mnie natychmiast zajmują. — Ludomirze! czy spotkamy się tam? Jakie twoje w tem przeczucie? — Malwino! (łzami zaćmiony rzekłem) spotkamy się, zobaczymy się jeszcze tam, tu... ach, znajdziemy się!
Wymówić nie mogłem nic więcej... Matko! czemuż trzeba było, by te zapytania czyniła właśnie wtedy, gdy myśl wiecznego rozłączenia napełniała serce moje? — Wstała Malwina, jam jeszcze jej rękę trzymał. — Idźmy, rzekła, już późno, obaczemy się jutro. — Ach, obaczemy się, krzyknąłem, w jakimkolwiekbądź świecie!...
Odeszła wałem, jam wryty stanął; długom ją gonił oczyma, — potem, padłszy na ziemię, potok rzewnych łez wylałem, pobiegłem ku tarasowi; mignęła się jeszcze biała jej suknia, którą wiatr ku drzwiom ogrodu powiewał — wyciągnąłem ręce... Niestety! — zniknęła na zawsze![1]


  1. Że księżna Marja musiała Wertera czytać mnóstwo razy, świadczy o tem właśnie scena pożegnania. Oto scena analogiczna w Die Leiden (w przekładzie Brodzińskiego): „Stałem na tarasie pod kasztanami, patrzyłem na słońce, które po raz ostatni zachodziło nad tą miłą doliną, nad tym strumieniem. Tyle razy stałem tu z nią, patrzyłem na ten pyszny widok, a teraz... Pół godziny blisko zabawiałem się tęsknemi myślami... kiedy ją usłyszałem na taras wchodzącą. Pobiegłem i ze drżeniem ucałowałem jej rękę... Ona zwróciła naszą uwagę na piękne światło miesiąca... Ucieszyliśmy się, ona rzekła po chwili: Nigdy nie widzę miesiąca, żeby mi moi umarli na myśl nie przyszli, żeby mnie nie przejęło uczucie śmierci i przyszłości. Będziemy żyć! – dodała z uroczystem czuciem – ale, Werterze, czy się znowu znajdziemy? czy się poznamy? cóż W. Pan myślisz? co powiesz? (Was ahmen Sie? was sagen Sie?). Karolino – rzekłem, podając jej rękę, pełen łez w oczach – będziemy się widzieć, tam i tu będziemy się widzieć. Nie mogłem dalej mówić. Wilhelmie! musiałaż mię o to pytać, kiedy ja jej żegnaniem byłem zajęty...“ (Tu szczegóły w Malwinie nie istniejące, poczem:) „Wstała, ja przebudzony wstrząsnąłem się, zostałem na miejscu, trzymając jej rękę... Zobaczymy się znowu, zobaczymy! – wołałem – pod każdą postacią poznamy się znowu... Jutro zapewne rano – odpowiedziała, żartując... Szli aleją, ja stałem, patrzyłem za nimi po świetle księżyca, rzucony na ziemię wypłakałem się, zerwałem się, spiesząc na taras, i jeszcze pod lipami widziałem jej białą suknię ku drzwiom ogrodowym, wyciągnąłem ręce i zniknęła...“ (Bibljoteka powszechna, nakładem Zuckerkandla, s. 66 n.).