Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/078

Ta strona została skorygowana.

siostry, jeśli nie w lekarzach, to w poniewolnych roztargnieniach spodziewająca się dla siostry pomocy, także na tę podróż silnie ją namawiała.
Smutną obojętnością przejęta, Malwina długo i słuchać tych rad nie chciała; ale nareszcie widząc, że tem pomnażała troski tyle dla siebie tkliwych przyjaciółek i gdy od wyjazdu Ludomira każde miejsce jednakowem się jej zdawało, w żadnem nie przewidując dla siebie przyjemności, na wszystko zezwoliła, i siostra z ciotką bojąc się, aby jeszcze zdania nie zmieniła, w kilku dniach wszystko poukładały i ostatniego listopada w tęgi mróz, jasnem słońcem zaiskrzony, Malwina zalana łzami, po najtkliwszem pożegnaniu z drogiemi swemi przyjaciółkami i z tak lubym jej Krzewinem, siadła do pojazdu, i z smutnem i ściśnionem sercem puściła się w drogę do Warszawy. Pisuj do mnie często i otwarcie (ostatnie słowa były, które Wanda cicho jej wymówiła) i wierz, że choć ja niby to trzpiotem tylko być zdaję się, serce jednak moje zawsze twoje rozumie. Dzielić twoje cierpienia i cieszyć się twojem szczęściem, zawsze, zawsze Wanda potrafi.

ROZDZIAŁ XI
WARSZAWA
List Malwiny do Wandy.

z Warszawy 5 grudnia.
Moja Wando luba! obiecałam pisywać często i wyszczególniać ci, co tylko mi się zdarzy. Najmilszą dla mnie jest rzeczą wypełniać tę obietnicę. Od tego zaczynam, czemu łatwo uwierzysz, że mi z głębi duszy żal było z tobą się rozłączać. — Nigdy Warszawa ze wszystkiemi swemi przyjemnościami nic takiego nie utworzy, cobym tak kochać, tak lubić mogła, jak moją lubą Wandę. Ale o tem już dawno wiesz, więc od czegoś nowego zacząć muszę.
Dwa dni mojej podróży były zupełnie jednakowe i niekoniecznie zabawne. Śniegu, śniegu i śniegu napatrzyłam się do woli, a ty wiesz, jak ja śniegu nie lubię. Wczoraj jednostajny ruch pojazdu i milczenie zupełne, którego drzymiąca Frankowska, siedząc przy mnie, bynajmniej nie przerywała, dały mi porę do przyjemnego dumania. Myślałam o naszem tak mile przepędzonem lecie. Każdy niemal dzień, najdrob-