Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/088

Ta strona została skorygowana.

się swobodnych, jednym słowem, nic ze zwyczajnego trybu naszego nie pozwalam sobie. Dziwuj się, jak chcesz, wierz albo nie wierz, to jednak nieodbitą jest prawdą, że Malwina tego cudu dokazała. Mnie, któregoś znał, nie mogącego się i minuty dla nikogo w świecie pożenować, terazbyś widział życie na tem trawiącego, by myśli jej i życzenia zgadywać i wypełniać, chociaż ona, grzeczna dla mnie, jak dla wszystkich, bynajmniej o mnie nie myśli i z wszelką grzecznością i szczerością już mi to nawet powiedziała. — Oj, kobiety, kobiety! cobyście mogły z nami wyrabiać, żebyście zawsze interes swój właściwy rozumiejąc, nie rozłączały, jak nie rozłącza Malwina, skromności płci swojej od uprzejmej wesołości, a do dobroci łączyły tę pychę i szlachetność niewieścią, która potrafi każdego w należytym utrzymać obrębie i któraby was nigdy porzucać nie powinna.
Alfredzie, kocham się szalenie w Malwinie. Nie wiem, co z tego będzie, bo ona nie kocha mnie wcale, a co gorzej Ludomira coś się boję. Na moją biedę wrócił, widział Malwinę i dość było jednego balu, by niewolnikiem jej wdzięków został. Ale któżby też na tym balu właśnie mógł ją widzieć i nie być jej wdziękami zniewolonym? — Wszystkie nasze damy najwytworniej były poubierane. U niej biała suknia, która giętki stan obwijała, czarne warkocze złotym spięte grzebieniem, i przy lewym boku bukiet z świeżych jacyntów, cały strój tworzyły, — i ten bukiet jeszcze z jedyną dobrocią przy kolacji zdjęła, by chymerom Dorydy dogodzić, która z drugiego końca ogromnego stołu mniemała, iż zapach jacentów jej szkodzi. Zjawienie tej niewinnej, wdzięcznej, lubej Malwiny, kaducznie nie na rękę naszej Dorydzie; — ale tem lepiej dla mnie — będzie Ludomira pilnować — żebym tylko doszedł, co Malwina o nim myśli. Nie uwierzysz, jak ciężko dochodzić, co w tej głowie się dzieje. Prosto i szczerze zdaje się to, a jednak ja, niedopiero lis, zgłębić i zgadnąć jej nie umiem. Wesołą zrazu, zamyśloną potem była Malwina na tym balu; na gorąco złożyła tę nagłą zmianę, ale mnie coś wszystko się zdaje, że nagłe zjawienie się Ludomira to sprawiło. Czy się już kiedy widzieli? czy się znają? nie mogę ich zrozumieć.
Wiesz, Alfredzie, że podług dawnego zwyczaju, kiedy własnych nie mam interesów, to cudze śledzę. Przez czas niebytności Ludomira z opieki go nie spuszczałem, i różnemi memi manewrami wiedziałem niemal zawsze, jak się obraca. Otóż doszedłem najpierwej, że mia-