ustatkuje się, mówiły sobie, i w szczęśliwym związku wszystkich swoich szaleństw zapomni. — Zdzisław, ledwo nie tak zakochany w Malwinie jak Ludomir, w ślubie wnuka własne przewidywał szczęście, a publiczność, którą zawsze nowość bawi, nawiasem zaprzątnęła się była tym przypadkiem póty, póki inne zapomnieć o nim nie dały.
Każdy tedy podług własnego interesu albo próżnej chęci los Malwiny na przyszłość już był ułożył, gdy ona, daleka od wszelkiego przedsięwzięcia, pojąć jeszcze nie mogła, jak ten świetny książe Melsztyński, powszechnie wielbiony, był owym samym Ludomirem jedynie kiedyś od niej kochanym i jedynie a tak niepospolicie ją kochającym! Kochał ją i teraz; przy największym nawet uprzedzeniu zaprzeczyć temuby nie można. Dorydę porzucił; gniewy, sceny, płacze jej, zatrzymać go nie potrafiły: na żadną inszą kobietę nie patrzy, Malwiną jedynie zdaje się być zajętym. To wszystko prawda, Malwina to wszystko przyznaje. — Ale Ludomir kochał Dorydę, nim traf go do Krzewina przyprowadził. Zapomniał Dorydy dla Malwiny, zapomni może równie Malwiny dla innej. — W Krzewinie byłaby przysięgła, że Ludomir nigdy nic prócz niej kochać nie będzie. W Warszawie poznała, że Ludomir w Dorydzie i w wielu innych już się kochał, i z trwogą pojmowała, że jeszcze nieraz może kochać się będzie. Jednak wierna swojej przysiędze nie wspominała nawet księciu Melsztyńskiemu bytności jego w Krzewinie i szukała sama przed sobą wymówki jakiej, mogącej okryć pobłażaniem tajemne i osobliwe jego względem niej postępki, życząc usilnie dojść do tego, aby w księciu Melsztyńskim widzieć świeżą i ze wszech miar przyjemną znajomość, a zapomnieć, jeśliby to podobnem być mogło, że już w nim kiedyś widziała, co tylko kochać na świecie mogła. — Ale żeby lepiej dać poznać sprzeczne i osobliwe czucie i myśli w tych okolicznościach Malwiny, wypiszę tu część jej listu do Wandy, gdyż całego, nie chcąc nadużywać cierpliwości czytelnika, nie przepisuję.
Ach Wando! jakżeż ten wielki świat, cośmy sobie nieraz tak ujmującym wystawiały, mało prawdziwego szczęścia zawiera w sobie!... te lata młodości, które przyjemność i rozkosze napełniaćby powinny, często, jak widzę, łzami tylko są pamiętne! Wando nie jestem szczęśliwą! Słuchaj, siostro luba, skryte uczucia serca mego, które przed tobą jedną całkiem odkryć mogę!