Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/100

Ta strona została skorygowana.

ich krasiły twarzyczki. Postrzegłszy, że Malwina aksamitny worek w ręku trzymała, Ochmistrzyni domyśliła się, że po kweście chodzi; wstawszy, najuprzejmiej ją przywitała i kwotę swą w worek wsypała. Potem, obróciwszy się do dziewczynek, które wszystkie Malwinę obstąpiły: moje dzieci, rzekła, ta Pani daje sobie pracę chodzić od domu do domu i zbierać jałmużnę dla ubogich, na te słowa dzieci oczy wytrzeszczyły i słuchały dalej: dla ludzi starych, schorzałych... — już tu wszystkie twarzyczki zasmucać się zaczęły; lecz jak Ochmistrzyni dołożyła: i dla biednych dzieci opuszczonych, którzy ni ojca ni matki nie mają, całe grono się rozleciało; jaka taka do szufladki, do kryjówki, do kieszonek się wzięła, i wnet stos złotówek i groszaków w worek Malwiny wsypały. Jadwisia, jedna z najmniejszych, potężną lalkę gwałtem w worek wcisnąć chciała, i widząc, że się nie mieści, rozpłakała się niesłychanie, mówiąc: te biedne dzieci, co mamów nie mają, to i lalusiów pewnie nie mają, ja im chciała moją dać, choć ją bardzo kocham, ale Limpka nie chce iść w worek. Malwina uściskała Jadzię i uspokoiła ją, że choć nie z workiem, to jednak jej Limpka dojdzie do biednych dzieci, co mamów nie mają. Jadzia zaczęła skakać z radości i całe grono się rozsypało, bo to godzina była rekreacji. Ochmistrzyni z najczulszym wzrokiem patrząc na te dzieci, „nie rozumiem“ rzekła do Malwiny „jak są osoby, które stan ochmistrzyni mają za upokarzający, i za najprzykrzejszy. Ja od wielu lat to zatrudnienie obrałam, i razem najświętszy obowiązek i najsłodszą nagrodę w nim znajduję. Pewnie w tym stanie, jak w każdym innym, bywają trudy i przykrości; lecz cóż w świecie milszem być może, jak te młode, niczem jeszcze nie zepsute serca, łagodną sprawiedliwością do siebie przywiązać i tem samem przywiązaniem kierować je na tor cnoty? Nie jestem dość uczoną, abym im wiele nauk dawać mogła; ale od tego są nauczyciele, ja zaś moralnością jak najwięcej się zatrudniam. Staram się z młodych lat w umysł ich wpajać tkliwą pobożność i gruntowne zasady. Robię z nich, ile jest w mocy mojej: czułe i wdzięczne córki, uprzejme towarzyszki jedne dla drugich, łagodne panie dla sług, staranne gospodynie i gorliwe obywatelki, zalecając im ustawnie radami, a najbardziej przykładem, przywiązanie do kraju, do właściwego języka, do cnót i zwyczajów narodowych, ażeby z dzieciństwa już nauczyły się lubić to, i chlubić się tem, że są Polkami. Z tak wychowanych panien, zdaje mi się, że powinny się tworzyć dobre żony i tkliwe, rozsądne matki. Doświadczyłam tego nawet, gdyż kilka