które przybliżając się i mijając znowu, coraz dają i odbierają nadzieję. Więcej dwóch godzin tej męki wytrzymała Malwina, ale nareszcie nie było w jej mocy dłużej usiedzieć; wstała z ściśnionem sercem, postrzegłszy na zegarze, że godzina już była minęła, w której jeszcze mogła się Ludomira spodziewać. Czuła dobrze, że takowego niedbania i niepojętej zmienności w postępkach jego względem niej wymówić sama przed sobą nie mogła. Lecz taiła to sobie, nie zazierała w myśli swoje, żałując i nie chcąc psuć sobie tego uczucia uspokajającej determinacji, na którą względem Ludomira w przeszłym dniu zdobyła się, a która tem milszą jej się zdawała, im ją boleśniej zmęczyły i niepewność i równie niepojęte zmiany własnego jej serca.
Nie mogąc samotności wytrzymać dłużej, kazała zaprząc i pojechała do księżnej W***, spodziewając się tam choć cośkolwiek o Ludomirze usłyszeć. Gdzieżeś siedziała moja duszko? rzekła ta do niej, jak tylko ją postrzegła, cały dzień ciebiem nie widziała, a w wieczór daremnieśmy na ciebie czekali. Niejeden przeklinał kwesty lub jakiebądź zatrudnienia, co ciebie zatrzymywać mogły, ale nikt bardziej, jak ten biedny książę Melsztyński, którego też ty niemiłosiernie męczysz! Malwina chciała coś na to odpowiedzieć, ale księżna jej znowu przerwała, mówiąc dalej: Nie pozwoliłaś mu towarzyszyć sobie w kweście, nie zmiękczyłaś się wiecznem tu wczorajszem jego czekaniem, i on też dziś w nocy wyjechał zato; nie wiem, dokąd, po co, ani na długo, tylko tyle wiem, że stąd odchodząc, z nieco zranionem sercem, te słowa mi powiedział: niech księżna będzie łaskawa i raczy oświadczyć pani S***, że przez jakiś czas przynajmniej nie będę jej nudził, ani się jej naprzykrzał nieszczęśliwem mojem przywiązaniem. I to wymówiwszy, z smutniejszym wyrazem, niż z jego ułożenia wypada, uciekł nieborak.
Malwina na te słowa księżnej zdumiała się zupełnie, nie wiedząc już, czy się gniewać, czy się smucić miała, czy być obrażoną na Ludomira, czyli też litować się nad nim; ale jak zwykle, bliższą była sobie, jak jemu winę przypisać. Wczora, myślała sobie, w kościele nie mógł zgadywać, co się w sercu mojem dzieje, i jak pełne najlepszych dla niego było uczuć, a na wieczorze onegdaj u księżnej W*** nadtom mu srogo odpowiedziała. Te uwagi w smutne ją wprawiły zamyślenie, i księżna żałując, że ją niechętnie była zmartwiła, natychmiast szukała sposobu rozerwania jej. Ponieważ, rzekła, o naszym biednym trzpiocie mówicieśmy zaczęły, muszę na twoje onegdajsze zapytanie, czy
Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/113
Ta strona została skorygowana.