Był naówczas młodzieniec, którego imię było Ludomir, wojskowość rzemiosłem, hasłem miłość ojczyzny, a zbiór cnót najszlachetniejszych duszy udziałem. Z dziecinnych lat będąc w wojsku, życie do tego czasu przepędzał jedynie na służeniu i bronieniu Ojczyzny; w tak młodym wieku już okryty ranami i sławą, godny szczęścia i zaszczytów wszelkich, tych jednak nie posiadał, które fortuna i urodzenie dają.
Gorące uczucia duszy i tkliwość serca Taidy dotąd, rzec można, uśpionemi były. Matkę w dzieciństwie utraciwszy, przez wiele lat w ojcu szukała przyjaciela, z nim chciałaby była podzielić te uczucia, które serce jej napełniały; lecz Zdzisław bardziej ostatnią dziedziczkę imienia swego, niż tkliwą córkę w Taidzie uważał, ani rozumiał, ani szukał rozumieć jej serca. Towarzyszki poufałej płci swojej nie miała, bo ojciec nikogo godnym tego stopnia nie znajdował; jednem słowem, w pośród wszystkich dostatków, otoczona tem wszystkiem, co świat szczęściem być mieni, Taida nieraz cierpiała tę samotność serca, która jest jedną z najdotkliwszych boleści. Lecz pokrywała tę boleść spokojną i obojętną postacią, i jedyna namiętność, którą dotąd w niej znano, jedyne uczucie, z którem w każdej okoliczności się wydawała, było przywiązanie nieograniczone do Ojczyzny. Ten sentyment w dzieciństwie z matczynym była mlekiem wyssała. Matka jej najgorliwszą będąc Polką, najpierwej go w duszę jej wlała. Później zaś młodość całą przebywszy w pośród zaburzeń i nieszczęść Polski, te zaburzenia okropne, te nieszczęścia same stały się więzami, któremi szlachetna dusza Taidy z Ojczyzną najmocniej się spoiła. Polskę szczęśliwą byłaby kochała zapewne; ale nieszczęśliwą kochać nad wszystko za cnotę najpierwszą miała.
W takim stanie były rzeczy, kiedy pierwszy raz imię Ludomira dało się słyszeć Taidzie. Imię to było hasłem honoru i waleczności; w obronie nadzwyczajnej kraju pierwszą wzmiankę o nim usłyszała. „Jego to niepojętej odwadze (zgodnym wszyscy mówili głosem), winniśmy ochronę reszty wojska: Z garstką ludzi zatrzymał kolumnę nieprzyjacielską i dał czas naszym cofania się; ale drogo tę chwilę przypłacił. Okryty ranami, z placu bitwy był wyniesionymym, i tu go do Warszawy przywieźć mają dla wyleczenia się, jeśli to jeszcze rzeczą może być podobną“. Te pochwały jednogłośne, które zewsząd Taida Ludomirowi oddawane słyszała, wcześnie ku niemu ją zajęły. Uwielbiając obrońcę kraju, kraj tylko kochać rozumiała, i miłość w jej sercu wszczęła się
Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/115
Ta strona została skorygowana.