pod zasłoną miłości Ojczyzny. Długo byłoby wyszczególniać, moja Malwino, cały ciąg ich miłości; powiem tylko, że Ludomir, młodością bardziej niż wszystkiemi staraniami uratowany i wyleczony, ujrzał Taidę. Widzieć się i kochać wzajemnie było dla nich dziełem jednej chwili; ale Ludomir, znając wszystko, co go dzieliło od Taidy, długo miłość swoją taił najusilniej. Ona zaś podług siebie sądząc o ojcu, nie wątpiła, że Zdzisław za najsłodszą będzie miał chlubę: waleczność Ludomira, cnoty jego i poświęcanie się dla dobra kraju darem jej ręki nagrodzić. W tej lubej będąc nadziei, nie ciężko było Taidzie zakochanego Ludomira w toż samo omamienie wprowadzić; nadto gorąco go pragnął, by jemu łatwo nie miał uwierzyć, i tysiączne przysięgi zobopólnego kochania byli już sobie uczynili, gdy miłość ich do wiadomości Zdzisława doszła nareszcie. Gniewu jego naówczas opisaćbym ci nie mogła; dość powiedzieć, że równał się pysze. Zamiast rozczulenia córki wyobrażeniem ojcowskiego żalu, rozjątrzył tę duszę wyniosłą obchodzeniem się tyrana. Lecz może wszystkie męki byłaby jeszcze wytrzymała, nie dopuszczając się kroku, któren chwalić daleka jestem, gdyby nareszcie Zdzisław nie był jej oświadczył (mimo tego, że przed nim i przed światem wyrzekła, że Ludomira kocha), iż rękę jej księciu Sanguszce już obiecał, i że najdalej za tydzień będzie żoną jego, lub wiecznie w klasztorze zamkniętą zostanie. Na ten samowładny obiór podany Taidzie cała krew Melsztynów, która płynęła w jej żyłach, zburzyła się natychmiast. Zaniechać najświętszych przysiąg, uczynionych Ludomirowi, krzywoprzysięgać wiarę księciu Sanguszce, gdy serce jej całkiem do innego należało, zdało się jej zbrodnią okropną, a nieczułość ojca, który pysze swej dogadzając, wolał raczej żywcem ją w klasztorze zakopać, niżeli łzami jej dać się ubłagać, osłabiając przywiązanie jej ku niemu, osłabiła nieszczęśliwie w jej oczach i prawo, które miał nad jej losem. Jeszcze raz powtarzam, żem daleka od chwalenia lub pobłażania sposobowi widzenia Taidy w tej mierze. Ale niestety! nadto prędko ukaraną została, żeby przynajmniej żałować jej nie godziło się. Moc przywiązania raz będąc nadwerężoną między ojcem a córką, żadne inne zastanowienie nie było w stanie jej zatrzymać. Rzucając też majątek, dostojeństwa, nie dbając na zdanie świata i opuszczając to wszystko, co na świecie szczęście jej zdawało się obiecywać, potajemnie ślub wzięła z Ludomirem, i unikając gniewu ojca, natychmiast z mężem ujechała z Warszawy.
Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/116
Ta strona została skorygowana.