Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/119

Ta strona została skorygowana.

winnej bez wątpienia, ale też zbyt nieszczęśliwej córce. Ojcze mój! utraciłam, co tylko kochałam na świecie. Ciężar gniewu twego gonił mnie bez ustanku po tych odludnych pustyniach, a teraz w kwiecie młodości opuszczona od świata umieram! Ale umieram z rozkoszą w nadziei, że śmierć moja winy i błędy moje w sercu twoim zmaże, i że ostatniej prośby córki umierającej nie odrzucisz. — Dziecko nieszczęśliwe, które w łonie mojem spoczywa, polecam tobie; nie odrzucaj go od siebie, nie odrzucaj, ojcze mój ukochany! niech moje dziecię otrzyma miłość i opiekę twoję, a wtedy zwłoki jego matki spoczną spokojnie w grobie.
Jeszcze raz cię błagam, nie odrzucaj mego dziecięcia, przebacz nieszczęśliwej jego matce i racz wspomnieć ją jeszcze niekiedy jako córkę, co ciebie od dzieciństwa kochała, i umierając ciebie jedynie żałuje na świecie. Żyj szczęśliwy, ojcze mój ukochany! to było najpierwsze, to jest ostatnie życzenie Taidy. Żyj szczęśliwy! żegnam cię na wieki.

Łzy Malwiny zalały te ostatnie wyrazy biednej Taidy, i księżna, widząc jej rozrzewnienie, zaniechać chciała reszty swego opowiadania, ale Malwina uprosiła ją, by go nie przerywała, i księżna dalej tak opowiadać zaczęła: Napisawszy ten list do ojca, Taida posłała go natychmiast do najbliższej poczty, która jednak o mil siedm od jej mieszkania znajdowała się. W kilka dni potem, mimo osłabienia i zniszczenia zupełnego, dość szczęśliwie urodziła syna; lecz skoro to dziecko światło ujrzało, matka jego, jak żeby światła już ujrzeć nie chciała, w ustawicznych będąc mdłościach, więcej oczu niemal nie otworzyła. Raz tylko, wróciwszy do przytomności syna swego do serca przytuliła; zaleciła, by imię Ludomira nosił; zaleciła, żeby ją w grobie Ludomira pochowano, a potem te słowa mówiąc: Boże miłosierdzia, już teraz racz mnie przyjąć w dobrotliwe łono twoje! spokojnie ku niebu jej dusza uleciała, ciało zaś (jak powiadali ci, co przy jej śmierci zostawali) tej rzadkiej piękności, którą za życia posiadała, po śmierci nawet nie utraciło. Martwą już postacią obleczona i w białą odziana szatę, zdawać się miała podług opisu przytomnych, jak pasmo czystego śniegu, co go wiatr północny usłał na ziemi; dziś go widać, a nazajutrz, inną burzą zwiany, śladu nawet po sobie nie zostawi na świecie.
Przytomni śmierci Taidy byli młynarz i młynarka, u których mieszkała, i proboszcz ze wsi sąsiedzkiej, którego przed śmiercią widzieć