Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/128

Ta strona została skorygowana.

oznaczonym nie został. Była to liczba dni tych szarych, których każdy niekiedy w życiu doznał i które z żalem widzą się mijające, nie dlatego, że były szczęśliwemi, ale dla tego, że żaden z nich nie pozostał użytek.
Zwyczajne zatrudnienia Malwiny mniej smaku dla niej miały i pierwszy raz może w życiu ciągle zająć jej nie mogły. Niespokojność nieznośna, której sama sobie wytłumaczyć nie mogła, ustawnie ją z domu wypędzała, i gdy większą część dnia na obojętnych i nieciekawych wizytach była spędziła, wracając w wieczór do siebie, znudzona i zmęczona niesłychanie, z tą smutną myślą kładła się spać, że nazajutrz takiż sam dzień znowu nastąpi, jak ten, który ledwie dobić potrafiła.
Czemuż w smutnym, w odludnym będąc Głazowie, sama, bez żadnych zabaw, żadnych rozrywek i niejedną mając przyczynę zmartwienia, Malwina nigdy ciężącej męki nudów nie doświadczała? Łatwo pojąć to można. W Głazowie młoda jej dusza żadną jeszcze namiętnością nie będąc wzburzoną, spokojnie korzystać z każdej chwili mogła, dobrą stronę w każdej wynajdywać okoliczności i zająć się najdrobniejszą rzeczą. Od tego zaś czasu, jak Ludomira w Krzewinie poznała, świat nowy (rzec można) dla niej się otworzył, w którym już nie jak dawniej z obojętną spokojnością chwil używała, lecz nadzwyczajnego szczęścia lub nieznośnej tęsknoty doznawała ustawnie.
Jednym z okropnych skutków miłości jest ten, że raz doświadczywszy unoszących jej uczuć, te uczucia, co tak zupełnie jestestwo całe zajmują, to niebo na ziemi, póki trwają, wszystko na świecie prócz siebie obojętnem czynią; a jak miną, wszystko bez nich zdaje się czcze, wypłowiałe, bez żadnego celu, ani zajęcia. O, jak długiego czasu potrzeba, aby po zgasłej miłości znowu smaku nabrać do życia! Jakież dnie nieskończone, wieleż trudnych i nieznośnych godzin przebyć trzeba, by do tej lubej, pogodnej wrócić spokojności, do której, niestety, mimo starań i pracy już nigdy zupełnie wrócić nie można! Cóżby tedy począć w tej mierze? nie kochać nigdy... ale to i żyć nie warto! kochać... to jest męczyć się całe życie! ja nie mam w tem zdania, a raczej dla siebie go[1] zachowuję; niech czytelnik sądzi podług własnego doświadczenia.


  1. go błąd gramatyczny, zresztą nieodosobniony.