Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/137

Ta strona została skorygowana.

Ułożenie dziwnie szlachetne i coś smutnego w całej jego postaci (co może kolor zbroi pomnażał) ujęło ku niemu życzenia wszystkich przytomnych, a osobliwie życzenia dam, które świadkami będąc świeżo odniesionych zwycięstw księcia Melsztyńskiego, przewidywały z politowaniem, że i rycerz o czarnej zbroi ofiarą jego zręczności i męstwa stanie się.
Chęć otrzymania nowych laurów i pycha urażona, że ktoś jeszcze śmiał spór z nim wieść o nie, całą zapalczywość księcia Melsztyńskiego wzbudziły. Z spuszczoną także przyłbicą, odjechawszy aż na koniec mety, w całym pędzie arabczyka zwracając, uderzył na swego przeciwnika, który w wytrwałej spokojności niewzruszonym został. Kilkakrotnie nacierali na siebie bez szwanku; lecz za trzecią razą kopja rycerza o czarnej zbroi, silniejszą znać ręką prowadzona i umiejąca tarczy księcia Melsztyńskiego uniknąć, trafiła go nieszczęśliwie, i z strzemion podniósłszy, o kilka rzuciła kroków. Łatwo można pojąć, jaki rozruch to zdarzenie niespodziane w całem zgromadzeniu sprawiło; lecz młody książę, nie dając czasu żadnej na to sędziom turniejów czynić uwagi, ani dozwalając im żadnej czynić sobie przestrogi, porwał się z ziemi i w najpopędliwszym zapale rękawicę rzucił swoją i oświadczył, że piechotą i na pałasze bić się będzie. Przeciwnik jego zebrał rękawicę, przyjął wyzwanie, i zsiadłszy z konia, do bliższego boju stanął natychmiast. Już tu nie igrzyska, ale walka prawdziwa nastąpiła. Po długiem dość spotkaniu się, w którym los, wahający się między przeciwnikami, jeszcze na żadną stronę szali nie był spuścił, książę Melsztyński, u którego wszystkie namiętności były wzbudzone, zapomniawszy, że to nie istota, ale wyobrażenie walki być miało, dobywszy całej siły i zręcznie unikając żelaza swego przeciwnika, swoim ranił go dość głęboko w lewe ramię. Krew prysnęła, i w ten moment Malwina krzyknęła, i bukiet z róż, co miała na piersiach (biciem znać serca wzruszony), zleciał na plac zapasów. Co w tej chwili gwałtownego wzruszenia było przyczyną, tego nikt, ani może i Malwina sama nie wiedziała; ale co jest pewnego, to, że rycerz o czarnej zbroi postrzegł natychmiast te wszystkie szczegóły, że mimo rany odebranej pobiegł aż pod gradusy, gdzie damy siedziały, zebrał z ziemi bukiet Malwiny i w największym pędzie wracając, natarł na księcia Melsztyńskiego i z walecznością nadzwyczajną to potrafił, iż nie raniąc go, rozbroił Ludomira i natychmiast oręż jego i bukiet z róż u nóg Malwiny zło-