Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/139

Ta strona została skorygowana.

cia Melsztyńskiego ranił rycerza i krew jego prysnęła, serce Malwiny gwałtownie ścisnęło się, nie było w jej mocy utaić tego poruszenia, ani zatrzymać krzyku, którego przelęknienie najżywsze było przyczyną. Napis na tarczy i głębokie westchnienie rycerza, które z głębi duszy jego pochodzić zdawało się i które Malwina dobrze usłyszała, gdy odebrawszy łańcuch z jej rąk, pożegnał ją i zniknął w tłumie, mocno ją także uderzyło. Do tych uwag, do tych nowych uczuć wdzięczności, którą czuła się być winną księciu Melsztyńskiemu za chęć niezmienną wypełnienia wszelkich jej życzeń, chęć, której uskutecznienie turniejów świeżym było dowodem, wdzięczność ta stała się źródłem właściwych wymówek w sercu dobrej Malwiny. Wymawiała sobie niestałość, niewdzięczność i tyle sprzecznych uczuć względem księcia Melsztyńskiego, i gdy wszyscy przytomni najmilej byli zajęci okazałością dnia turniejów, ta, której ta okazałość, te igrzyska, te wszystkie zachody były poświęcone, zamiast zabawy i przyjemności, tęsknoty, niespokojności i męczących tylko udręczeń w skrytości serca doświadczała.
Niestety! smutną jednak jest rzeczą pomyśleć, że na tym świecie jednego serca może niema, któreby utajonej rany nie zachowywało. Wieleż razy w życiu przechodzimy koło osoby, która z powierzchowności pogodną spokojność (jak Malwina w dniu turniejów) okazuje, mijamy ją, nie domyślając się nawet o tysiącznych troskach, które wewnątrz burzą duszę jej nieszczęśliwą.
Z placu gonitw całe społeczeństwo do Wilanowa pojechało. Po licznym obiedzie bal przepyszny dzień ten zakończył. Ogrody wilanowskie, napełnione ludem, przez noc całą rzęsisto były oświecone: jednem słowem, co tylko okazałość, uprzejmość i gust dobry utworzyć mogą, wszystko zebrane było, by dzień turniejów uczynić najmilej pamiętnym[1].


  1. Motyw turnieju, zarówno jak czarnego rycerza, w dobie, w której powstała Malwina, w literaturze zachodniej był już niemal konwenansem literackim. Pierwszy motyw znachodzimy także u Walter Scotta w Pieśni ostatniego minstrela. Tam zwycięzcą jest kochanek Anny, lord Kranston, także niepoznany przez nikogo, nawet przez Annę. Analogij w akcesorjach i dekoracjach nie brak. Księżna Marja, naogół nieczuła na barwy, pokusiła się w opisie turnieju o efekty kolorystyczne, łącząc biel z zielenią (u czterech młodzieńców), albo – na sposób W. Scottowski – złoto ze szkarłatem. U księcia Ludomira Melsztyńskiego „złoty orzeł, unoszący się nad szyszakiem, zdawał się dążyć ku niebu, promienie słońca odbijały się stokrotnie