że ustawnie bez przytomności gada, że słabość ta zdaje się przyczyną moralną wzbudzona i najbardziej spokojności potrzebuje. Książę Melsztyński pół życia byłby oddał, żeby mu wolno było zostać w pokoju Malwiny i pilnować każdego odetchnienia tego jestestwa, od którego życie jego naówczas zawisłe było. Ale doktór, postrzegłszy, że widok Ludomira w obłąkaniu gorączki lękać najbardziej zdawał się Malwinę, nie dozwolił mu zostania przy niej i gwałtem go wyprowadził przyrzekając na tysiączne powtórzone jego prośby, że Malwiny ani na chwilę nie odstąpi i że nazajutrz (to jest za godzin kilka) książęciu będzie wolno widzieć ją jeszcze, co niestety, z rozpaczą przewidywał Ludomir, raz ostatni być miało przed jego wyjazdem, gdyż równo ze dniem rozkaz miał wymaszerowania z Warszawy.
We trzy tygodnie po tym dniu nieszczęśliwym Wanda, mocno niespokojna, nie mając przez poczt kilka żadnej od siostry wiadomości, odebrała nareszcie list od niej. Jakie wrażenie uczynić mógł na jej umyśle, czytelnik łatwo osądzi.
30 maja 18.., z Warszawy.
Nie dziw się, luba Wando, żeś tak długo żadnej odemnie nie miała wiadomości. Długa choroba, która przez dni kilka wszelką nawet przytomność była mi odjęła i podczas której zbliskam śmierć widziała, jedyną mogła być przyczyną, że Malwina zaniechała pisywać do Wandy.
Luba Wando! przez tydzień między życiem i śmiercią zostawałam. Matczyna opieka księżnej W***, starania doktorów, młodość może, a raczej Opatrzność, na tej ziemi jeszcze mnie zatrzymały. Ale po wyjściu z niebezpieczeństwa wielkie zostało osłabienie i do tego momentu wszelkiego broniło mi zatrudnienia. Przyczynę tej choroby nie wiem sama, jak ci mam opisać. O moja Wando! zbolałe serce, umysł zmęczony rozróżnić same nie mogą, czy marzenie łudzące, czyli istota prawdziwa trwogi mojej była przyczyną. Ale niestety od tej chwili mało spokojności doznaję. Smutne przeczucia gonią mnie wszędzie.