winie samej nie śmiał był oddać; gdzie ten głaz nad strumykiem schylony, jak często z sobą siadywali! Ławka, którą on z kamieni ułożył, stała jeszcze; słowa, które naówczas wyrył na skale, nie wymazane dotąd! Wieleż te wszystkie widoki miłych, lecz smutnych uczuć wlewały w serce Malwiny? Żałowała tych chwil upłynionych; żałowała ich tembardziej, iż podług stanu, w którym serce swoje czuła, nie miała nadziei, by kiedykolwiek wrócić jeszcze mogły. Rozrzewniła się nad wspomnieniem Ludomira, jak nad wspomnieniem kochanka, któregoby była losem jakim niespodzianym utraciła na zawsze; w istocie nie byłaż go utraciła straciwszy miłość, którą serce jej dawniej jemu jedynie poświęcało? Ach! tego uczucia żałowała Malwina, tego uczucia najbardziej żałowała w Krzewinie, gdzie każda rzecz, każdy przedmiot przypominał jej zeszłe szczęście i zwrot smutny teraźniejszego jej losu. Jednak ten smutek, te rozrzewniające wspomnienia nie były jej przykremi, i owszem, lubiła zapominać się w przeszłości i otaczać się tem wszystkiem, co było przytomne Ludomirowi wtedy, gdy go Malwina najtkliwszą miłością kochała. Wspomnienia zaś teraźniejsze odsuwała ile tylko było w jej mocy, gdyż troski jej natychmiast się pomnażały. Skoro o księciu Melsztyńskim myślała, zaraz obraz wojny, smutne przeczucia, widma okropne i przytem mimowolny i niewyraźny, ale przykry jakiś wstręt przymusu w oczach stawały i umysł pod niemi upadał.
Tymczasem dzień po dniu mijał i czas, którego ni chwile szczęśliwe, ni godziny goryczą napełnione wstrzymać nigdy nie mogą, przechodził nieznacznie. Nic nie przerywało spokojnej jednostajności życia mieszkańców Krzewina, gdy dnia jednego Malwina odebrała list od Zdzisława z Warszawy, który ustawnie o wnuka będąc niespokojnym, życzył jak najczęściej od niego odbierać wiadomości; a że Krzewin bliżej był granicy, niż Warszawa, Zdzisław prosił w tymże liście Malwiny, aby raczyła mu pozwolić bawić w swym domu póty, póki wojna się nie skończy, dokładając bardzo grzecznie, że szczęście bawienia przy niej jedynie oddalenie wnuka osłodzić mu może. Malwina odpisała, że ukontentowaniem będzie dla niej widzieć go w domu swoim, i wkrótce potem Zdzisław pomnożył liczbę mieszkańców Krzewina, którzy wszyscy starali się to siedlisko jak najprzyjemniejszem uczynić temu nowemu towarzyszowi. Z ciotką Malwiny Zdzisław odnowił tylko znajomość, gdyż dawniej często ją w Warszawie widywał; ale młodą Wandę pierwszy raz poznał wtedy. Wesołość przyjemna i niewinność
Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/151
Ta strona została skorygowana.